Święta były sympatyczne i rodzinne, Dziabusz wystąpił w stroju Mikołaja i rozdawał pięknie prezenty. A ze swoich był zadowolony. Nowe zabawki wymusiły uprzątnięcie i schowanie kilku starych.
Dostał świetny jeździk-pchacz z bardzo wysokim oparciem, dzięki czemu nie musi być schylony, kiedy z nim szaleje. Autko ma dużo atrakcyjnych elementów.
Zdjęcie ze strony: http://cw-p.pl
Oparcie ma około 59 cm wysokości od podłogi. W zdecydowanej większości pchaczy jest to około 44-46 cm, więc różnica bardzo zauważalna. Schowek pod siedzeniem [standard], piszczek w kierownicy i dodatkowo z przodu - wystające piszczałki odzywające się przy zderzeniu ze ścianą lub meblami. Figurka strażaka schowana za plastikową szybką. "Felgi" kręcące się niezależnie od kół - można się nimi bawić na postoju. Trzy przyciski z różnymi melodiami, środkowy wydaje dźwięk wozu strażackiego [ijo ijo] i uruchamia koguta [migające światła]. Z boku, widoczna na zdjęciu, jest zamontowana sikawka, można ją wyciągnąć na sznurku na pewną odległość i wciągnąć z powrotem za pomocą niebieskiego przycisku.
Maluch na razie używa pojazdu jako pchacza. Z myślą o tym wybieraliśmy właśnie taki z wysokim oparciem. Co trochę siada i próbuje się kilka razy odepchnąć nogami, więc z czasem się pewnie przyzwyczai.
Drewniane klocki z sorterem kształtów, polskiej firmy DABO. Trochę układamy, trochę burzymy, trochę celujemy w otwory w pokrywce. Ogólnie dobra rzecz. Dawno już miałam mu kupić, bo chciałam, żeby miał jakieś drewniane zabawki. Ale były Duplo i Pluszak twierdził, że trzeba się na któreś zdecydować. Na szczęście jedni dziadkowie kupili drewniane, drudzy - kolejny zestaw Duplo i jakoś się ze sobą klocki nie gryzą.
"Moja pierwsza koszykówka" firmy Clementoni nie cieszyła się wielkim powodzeniem. Być może z powodu sinej konkurencji w postaci auta pchacza. Niezbyt się nią Klusek zainteresował. Póki co nie miał zbyt wielu okazji do zabawy z koszem - rozpakowaliśmy po Wigilii, a potem została w bagażniku:p. Musimy jeszcze coś schować/wywieźć/oddać, żeby zrobić dla niej miejsce.
Wcześniej, przed Świętami, kupiliśmy małemu Bąkowi w Smyku znikopis Smiki. Podoba mu się. Sam coś próbuje rysować, odbija dołączone pieczątki magnetyczne, "zadaje" co my mamy mu narysować i uwielbia zmazywać zanim dokończymy. Fajna, kreatywna i dość tania zabawka [my daliśmy 50 zł bez grosza, w jakiejś promocji].
Oprócz znikopisu nabyliśmy też matę z trasami. Również z firmy Smiki. Wybieraliśmy przez dłuższy czas, bo chcieliśmy, żeby była wytrzymała i wygodna - niektóre dywanowe powodują zbyt duże tarcie i ciężko jeździć po nich małymi autami. Ta, którą w końcu wybraliśmy wykonana jest z takiego materiału jak osłony nakładane na przednie szyby samochodów przeciw nasłonecznieniu lub zamarzaniu. Dolna warstwa jest dodatkowo pokryta jakąś gumą czy czymś podobnym, dzięki czemu mata nie ślizga się po podłodze.
Niestety, mata jako taka nie interesuje malucha. Dopiero zachęty i rozpoczęcie na niej zabawy przez kogoś innego zwraca na trochę uwagę. Na trochę.
Jeśli chodzi o rozwój, to dwudziesty i dwudziesty pierwszy miesiąc Dziabusza obfitował w dużo więcej odwagi w powtarzaniu słów. Zna już kilkanaście czy dwadzieścia wyrazów, a drugie tyle umie wskazać, kiedy się o nie zapyta. Naśladuje również około 8-9 odgłosów zwierząt.
Widać wszystkie 4 trójki w buzi, może w tym miesiącu w końcu wyjdą całkiem. Wtedy zostaną mu do kompletu tylko piątki.
Trochę próbuje rysować, sam chętnie przynosi książeczki do oglądania. Przechodzimy teraz fazę "'mama". Wszystko mama. Wózek może prowadzić tylko mama. Karmić czy przewijać Kluska - mama. Oczywiście walczymy z tym i nie pozwalamy się tak ustawiać, ale mały testuje:). Stał się też bardziej aktywny, skacze, szaleje, biega z głośnym krzykiem. Ma dużo energii i szuka sposobów, jak ją wyładować. Np. wgryza się w pluszaki - kiedy już się mocno rozbawi i jest rozradowany, w taki sposób daje upust emocjom. Tu też wkraczamy. Wybraliśmy do gryzienia jedną maskotkę i tylko ja pozwalamy "krzywdzić".
Poza tym szykujemy powoli torbę do szpitala. W mojej ciąży bez zmian - wciąż katar, paskudna zgaga powodująca liczne pobudki w nocy i wymuszająca zmianę pozycji na siedząca, a czasami kończąca się jednak wymiotami, wielki brzuch zasłaniający stopy [na szczęście przy stosunkowo małym przybraniu na wadze - niecałe 10 kilo] i chód pingwina spowodowany właśnie brzuchem i jakimiś bólami reumatycznymi. Masakra, 30-letnia staruszka:/. Dlatego bardzo mnie cieszy zbliżający się termin porodu [10 lutego].
Od dziadków Dziabusza przywieźliśmy część wyprawki po pierwszym synku i najbliższe dni będę chyba spędzała na segregowaniu, wybieraniu i organizowaniu.
Dodatkowo wielką zmianą była konieczność szukania nowej niani:(. Ale o tym napiszę innym razem. Mimo, że jestem od miesiąca na zwolnieniu lekarskim, jakoś nie mogę wygospodarować czasu na pisanie bloga. Trochę wiąże się to z Dziabuszem, trochę z załatwianiem różnych spraw formalnych, jak ubezpieczenia, przegląd auta, zmiany opon itp., ale też z faktem kupna większego mieszkania, które jest na etapie budowy, więc mamy jeszcze wpływ na jego układ funkcjonalny i wielkość pomieszczeń. No i właśnie zmiana niani. Zatem o tym wszystkim może w następnym poście.