piątek, 7 lutego 2014

Tance, hulanki, swawola

Od kilku dni nasz mały gadżeciarz-elektronik umie się posługiwać telefonem. No, może nie do końca, ale doskonale zdaje sobie sprawę, do czego służy słuchawka. Trochę nieporadnie, ale ewidentnie przykłada sobie komórkę do ucha i próbuje naśladować "halo". Za pierwszym razem było to niemal "alo", ale później i nadal słychać jednak bardziej długie "o":). Wciska też wszystkie możliwe klawisze, najchętniej po kilka naraz. Udało mu się przypadkowo zrobić całkiem niezłe zdjęcie jednego z pluszowych kotów, a nawet wcisnąć "997", nie mam pojęcia w jaki sposób! Na szczęście w porę przejęłam telefon.
Bardzo mnie cieszy, że Dziabusz wynajduje sobie zabawy i zabawki, potrafi sam się sobą zająć [oczywiście nie zawsze] i niezmiennie jest zafascynowany otaczającym go światem. A do tego wciąż nie traci zainteresowania czajnikiem elektrycznym:). Nie kwapi się natomiast do samodzielnego chodzenia. Przy ławie, ścianie, fotelach itp. - owszem. Podtrzymywany za rączki - bardzo chętnie. Ale kiedy stał przy pufie, a ja kusiłam go jedzeniem, nawet nie spróbował pokonać tych 3-4 dzielących nas kroków, tylko bardzo pewnie opuścił się na kolanka i przyraczkował po smakołyk. Absolutnie mnie to nie martwi, po prostu pogoda coraz ładniejsza [oby tak dalej], a Klusek nadal pod koniec spacerów marudny, więc umiejętność chodzenia byłaby miłym urozmaiceniem.
Póki co wystarcza nam huśtawka, a od dziś również ślizgawka. Ile radości sprawiło Misiowi zjeżdżanie po pochyłej powierzchni - czuję to w kręgosłupie:). Jak tylko przerywałam Dziabusz głośno się upominał. Na szczęście nie było histerii po opuszczeniu placu zabaw.
Nawiązując jeszcze do nieumiejętności samodzielnego chodzenia wspomnę o gwiazdkowym prezencie od chrzestnej. Jest to tzw. chodzik-pchacz. O tego typu "zabawkach edukacyjnych" pisałam tutaj. W otrzymanym egzemplarzu przyblokowała tylne kółka, ale na parkiecie i tak się ślizgają. Początkowo Miś bał się i był nieufny. Później się sam zaczął oswajać, dotykać, popychać po trochę idąc na kolanach. Po kilku dnia odważył się zrobić parę kroków, a teraz już śmiga, zakręca, wycofuje i manewruje jak zawodowiec. Jego pomocnik wygląda tak, tylko ma inne kolory:
Inny ze sprzętów należących do Dziabusza - krzesełko do karmienia, popadł w niełaskę. Mały odkrywca nudzi się siedząc w miejscu, wierci, złości i nie chce jeść. Obecnie pory posiłków to mama siedząca na fotelu i wyciągająca łyżkę do krążącego w okolicach ławy, sofy, fotela, rozłożonego krzesełka do karmienia Kluska, który co jakiś czas łaskawie otworzy buzię. Na szczęście robi to wtedy bardzo szeroko i dostaje od razu kopiastą porcję. Nie wiem, czy już zupełnie pozbyć się tego mebla wywożąc do Dziabusza dziadków, czy dać mu szansę za jakiś czas. Na razie stoi i nikomu nie wadzi, gdyż ma ładnie wygospodarowany kącik. Niestety Miś często się zapędza w tamte rejony, a krzesełko traktuje jak ściankę wspinaczkową. A dziś wdrapał się na nasze łóżko w sypialni. Pomogło prześcieradło, które mocno chwycił w łapkę.
Jeszcze jedna umiejętność wywołuje uśmiech - dziabuszowe tańce. Chyba wszystkie dzieci na początku tańczą podobnie, bioderka w prawo, bioderka w lewo. Klusek dotychczas poruszał pupą w przód i w tył, co nie można było raczej nazwać tym mianem;). Od niedawna buja się na boki, więc oficjalnie tańczy. W połączeniu z jego bardzo dawno opanowanymi umiejętnościami wokalnymi [autentycznie zmienia wysokość i długość dźwięku w zależności od melodii] powstaje słodki show na miarę "Od przedszkola do Opola" w wersji dla niemowląt.
Poza tym wszystkim jest nieznośny! Krzyczy na wszystko - jak jest zły, jak jest podniecony, jak czegoś chce, jak jest zadowolony. Podobno to taki okres. Oby! Oczywiście dwuzębny uśmiech rozbraja mimo pękającej od wrzasków głowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz