niedziela, 19 kwietnia 2015

Mata z ulicami - druga szansa

W poście o świątecznych prezentach wspomniałam o macie z trasami

Rzeczywiście Dziabusz niezbyt się nią interesował, ale odkąd Pluszak wymyślił zabawę, mata jest wykorzystywana codziennie. Klusek wybiera najpierw auto dla siebie i dla Pluszaka, a potem decyduje, gdzie jadą i po co. Odwiedzają strażaków [5] i policjantów [4] pytając, jak im mija dzień, czy dużo interwencji i czy potrzebują pomocy, potem tankują auta [8] i jaką na przegląd, sprawdzić koła [1] - z jednego z klocków lego, takiego z hakiem, zrobili sobie klucz do kół. Pod 2 mieszka niania, a pod 3 - dziadek, Dziabusz często tam zagląda, żeby porozmawiać. Ulubione miejsce, od którego zazwyczaj rozpoczyna się zabawa, to numer 6 - zawsze zamawiane są tam shake'i i rozlega się "siorbanie na niby". Dziabusz wysysa shake'a na dwa razy i jest gotowy, żeby zajrzeć na dworzec [9] i zabrać stamtąd ludzi na przystanek autobusowy [10]. Czasem odwiedzają też inne miejsca - mały plac zabaw [pomiędzy 1 i 4] bardziej interesuje Misia niż znajdujący się w pobliżu stacji paliw diabelski młyn.
W tej zabawie może uczestniczyć każdy, najlepiej jest, jak pod mleczarnią ustawia się kolejka po shake'a:).

sobota, 18 kwietnia 2015

Drugie dziecko - różnice w podejsciu do karmienia i spania. Patent na głośne zabawki

Dziabusz to nasz pierworodny. Jego brat jest od niego młodszy o 22 miesiące.
Przy pierwszym synu zwracałam uwagę na harmonogram, cykl dnia. Starałam się, żeby jadł o stałych porach. Sprawdzałam, czy minęły już trzy godziny odkąd ostatni raz pił mleko [początkowo musiałam go wybudzać, bo sam nie pamiętał o jedzeniu; później zaczął jeść częściej niż co 2 godziny, więc przetrzymywałam go, żeby chociaż pełne dwie minęły]. Kiedy tylko mu się ulało zmieniałam ciuszki i pieluchy tetrowe, żeby przypadkiem zapach mleka nie wybudził go za wcześnie w nocy [budził się od urodzenia dwa razy, co mi odpowiadało i bałam się to utracić, stąd lekka paranoja]. Bardzo szybko przeprowadziliśmy go do jego pokoju - w wieku 2 miesięcy i 4 dni [wtedy dotarł zamówiony monitor oddechu] - żeby nie przyzwyczaić go do naszej obecności i tym samym uniknąć w przyszłości problemów z oduczaniem; a także dlatego, że [znów paranoja] nie chciałam, aby moja "mleczna" bliskość go budziła. Chciałam rutyny, chciałam umożliwić Dziabuszkowi codzienną pewność tego samego. Bardzo się złościłam, kiedy coś burzyło te moje rytuały. Panikowałam, że wszystko mu się poprzestawia, że będzie częściej się budził, że na pewno pomyli dzień z nocą i inne idiotyzmy. Na swoje wytłumaczenie mam to, że moja siostra - mama chłopca starszego od Kluska o 3 tygodnie - miała [i ma nadal!] problem ze snem swojego syna. Klasyczny "koszmar rodzica": jakieś kolki, krzyki, bóle, wiecznie nieprzespane noce, usypianie w jadącym samochodzie albo pod szumiącym okapem kuchennym, nowe wrzaski i płacze tuż po odłożeniu uspokojonego malca do łóżeczka itp., itd. Tak mnie przerażała taka perspektywa, że próbowałam się trzymać swoich utartych, sprawdzonych schematów. Odpukać Dziabusz zaczął przesypiać całe noce [około 12 godzin] odkąd skończył 10 miesięcy. Ma już ponad dwa lata, a nadal jeszcze pięknie śpi w ciągu dnia, zwykle 3 godziny.
Nie kupowaliśmy mu wielu zabawek, ale wystarczająco, żeby umożliwiać rozwój i pobudzać wyobraźnię. Miał podstawowe sprzęty niemowlaka - grzechotki, gryzaki, zawieszkę na wózek, karuzelę w łóżeczku, leżaczek-bujaczek - te dwa ostatnie kupiliśmy używane. Z biegiem czasu oczywiście te akcesoria się zmieniały. Doszły klocki, auta, książeczki, pluszaki. Zabawki dla niemowląt zostały schowane dla brata.
Brat Kluska, Pan Dzidzia, od urodzenia jest karmiony "na żądanie". Nie patrzyłam, ile minęło od poprzedniego posiłku, płakał - znaczy głodny - znaczy trzeba dać jeść. Nawet, jeśli jadł półtorej godziny wcześniej [położna twierdzi, że tyle czasu wystarczy na strawienie przez niemowlę porcji mleka matki, więc nie bałam się, że go przekarmię, że zwymiotuje]. Czasem mu się coś uleje, niekiedy wypuści pierś, z której kapnie na ubranko, ale już nie biegnę, żeby zmienić, nie przejmuję się. Krecik je często w dzień, w nocy na szczęście podobnie do brata [zazwyczaj 2 razy, czasami tylko raz], ale szybciej zasypia. Dziabusza, w niemowlęctwie nieraz trzeba było przez dłuższy czas przekonywać do zaśnięcia po nocnym posiłku [najczęściej po tym drugim, o ile dobrze pamiętam], Młody na szczęście pada praktycznie od razu. Oby tak dalej.
Pan Dzidzia śpi w koszu Mojżesza po starszym bracie, z nami. Na razie mamy 3 pokoje - nasza sypialnia, pokój Kluska i salon, w którym stoi łóżeczko Młodego użytkowane w ciągu dnia. Nie wyobrażam sobie jego eksmisji:). Po pierwsze, jest mi wygodnie i szybko reagować na jego najmniejsze stęknięcie, za co z pewnością wdzięczny jest Pluszak. Po drugie, nad ranem Krecik zmaga się z "wypychaniem gazów", czemu towarzyszy wiele ruchu i dźwięków różnorakich, a łagodne głaskanie po główce i przypominanie o smoczku zazwyczaj go uspokaja, wycisza i nakłania do ponownego zaśnięcia, kiedy się już upora z bąkami - głaszczę go w pozycji horyzontalnej:), nie ruszam się spod kołdry, najwyżej zmieniam bok, na którym leżę, i szybko zasypiam ponownie razem z Młodym, każdy w swoim łóżku. Po trzecie kwestia Dziabusza. W sumie płacz Pana Dzidzi na szczęście nie robi na starszym większego wrażenia i nie budzi go wieczorami [Klusek chodzi spać o 20, a Krecik około 21.30 trochę marudzi], a w nocy się raczej nie zdarza [odpukać], ale już rano, kiedy sen jest bardziej czujny, nie chciałabym ryzykować. No i ostatnia rzecz - musiałabym wstawać razem z Dziabuszem, a teraz nie muszę:). Niania nadal przychodzi do starszego smyka, bo docelowo ma go odprowadzać do przedszkola [od września] i zajmować się młodszym. Wygląda to tak, że rano mija się z Pluszakiem i cały dzień jest z Kluskiem, a ja dosypiam sobie w zamkniętym pokoju z Panem Dzidzią, a kiedy jedno z nas uzna, że koniec spania, dołączamy do ferajny w salonie. Gdyby Młody korzystał nocami ze swojego łóżka w salonie, jego poranna gimnastyka dotycząca "perystaltyki jelit" w połączeniu z Pluszaka szykowaniem się do pracy mogłaby jednak obudzić Dziabusza, a nawet jeśli nie, to wstałby jak zwykle koło 6.30. Koło 6.30 wypada karmienie Krecika, do którego jestem potrzebna ja, a jak Czupurek, który nie jest już Czupurkiem raz mnie zobaczy, to nie pozwoli wrócić do łóżka. Zatem to głównie kwestie wygody, żeby nie poiedzieć - lenistwa. I martwię się tylko co będzie, jak Pan Dzidzia wyrośnie z kosza...
Co do zabawek, to nic się nie zmieniło. Nadal uważamy, że nie potrzeba ich zbyt wiele i te, które zostały po starszym bracie teraz będą wykorzystywane przez młodszego. Niestety kupno używanych rzeczy niesie ze sobą ryzyko i dziś nabyliśmy piękną nową karuzelę, bo poprzednia wyzionęła ducha, A Krecik tak wyczekująco patrzył na wiszące, lecz nieruchome zabawki, aż Pluszak stwierdził, że nie ma serca go dłużej męczyć i czym prędzej odwiedził sklep dla maluchów. Nasz zakup to Karuzela Canpol Babies Piraci.


Pluszowe zawieszki są miękkie, miłe i kolorowe, dwie grzechoczą, dwie piszczą, jednak pozytywka jest zbyt głośna, a nie ma regulacji natężenia dźwięku ani możliwości wyłączenia go nie zatrzymując jednocześnie kręcących się zabawek. Poradziliśmy sobie z tym zaklejając głośniczek samoprzylepną podkładką filcową. I wszyscy są zadowoleni. Polecam ten sposób do każdej hałasującej zabawki:).
A! Z nowych nabytków mamy jeszcze Szumisia - był naszym wyborem na prezent od koleżanek z pracy. Sprawdza się tak pół na pół, ale jako prezent dobra rzecz.Teraz można kupić samo urządzenie szumiące, kosztuje 40 zł, zaś cały miś - 120.