Dziabusz nie miał miejsca, w którym mógłby ćwiczyć podciąganie do stania. Przynajmniej tak myśleliśmy z Pluszakiem. Jedyną możliwość uczenia się dawał kojec i jego poręcz. Wydawało się, że nie jest to wystarczająco kuszące dla Misia, a jednak... Wczoraj posadziłam Kluska w kojcu, żeby zająć się obiadem, ale po chwili już nie siedział. Stał sobie chwiejąc się mocno, ale i uśmiechając od ucha do ucha. Co ciekawe, nie interesowała go poręcz pozioma, tylko pionowe szczebelki, które musiał mocno uchwycić, żeby łapki mu nie zjeżdżały.
Raczkować nadal nie zamierza. Możliwe, że ukierunkuje swoje wysiłki od razu na chodzenie. Zobaczymy. Mata, która miała pomagać Czupurkowi przesuwać się na kolanach i dłoniach nie stanowi wystarczającej motywacji nawet do leżenia na brzuchu [maluch nadal nie przepada za tą pozycją]. Sama funkcjonalność maty jest w porządku. Kolorystyka bardzo bogata, chociaż dla mnie wszystkiego za dużo, ale pewnie dzieci widzą to inaczej. Plusami maty na pewno jest łatwość czyszczenia, miękkość, kolorowe rysunki, brak toksycznych składników i różne wzory na obu stronach. Natomiast biorąc pod uwagę jej wysoki koszt [500 zł] liczyłam, że będzie również skutecznym amortyzatorem podczas upadków. Niestety - konieczne było podłożenie pod dwingulera dodatkowych kocy czy kołdry, żeby przewroty z siadu nie były dla Kluska bolesne.
Zrobiłam test jajka:) [post o macie i teście tutaj]. I nawet na tej cieńszej, którą posiadamy [mata ma 11 mm, w Korei dostępne są również grubsze - 15 mm] jajko się nie stłukło. Test robiłam na macie położonej bezpośrednio na panelach, bez podłożonych później Dziabuszowi zmiękczaczy upadku. Nie znalazłam pęknięcia, chociaż dźwięk, z jakim jajko uderzyło był dość wyraźny i odrobinę przypominało chrupnięcie, ale tylko odrobinę:).
Przypadkowo znalazł się również sposób na "odbębnienie" codziennego leżenia na brzuchu. Podczas któregoś ze spacerów Miś przekręcił się z pleców i zauważył, że można fajnie obserwować świat przez siatkę w budce. Spodobało mu się i potrafi spędzić w takiej pozycji cały spacer. Sympatyczne są reakcje ludzi idących z naprzeciwka - uśmiechających się widząc wyglądającego zza siatki Dziabusza.
Bardzo proszę o opinię na temat tej maty (czy warta jest kupna czy nie śmierdzi, nie pęka), gdyż zostały jej już tylko ostatnie sztuki a ja zastanawiam się nad kupnem.
OdpowiedzUsuńMata ma plusy i minusy, jak wszystko:). Miała lekki zapach, który wywietrzał po kilu dniach. U nas mata jest cały czas rozłożona, natomiast u teściów przechowywana w kartonie, więc zapach nadal jest odrobinę wyczuwalny [chociaż, co dziwne, mój mąż o czułym węchu tego nie stwierdza, ja tak:)]. Nie polecamy przechowywać jej zgiętej, zagiętej, złożonej na pół czy kilka części. Najbezpieczniejsza jest zrolowana, jeśli nie może być rozłożona. U teściów była złożona na trzy części przez jakiś czas i teraz widać jakby zagięcia, chociaż absolutnie w niczym to nie przeszkadza - nie ma przecięć, uszkodzeń, pęknięć, po prostu taki ślad.
OdpowiedzUsuńSuper, że można ją wytrzeć, jednak co jakiś czas powinno się ją wyczyścić jakąś miękką szczoteczką, bo ze względu na chropowatą strukturę, brud "wchodzi" w te dziurki i szparki.
Jej grubość nie jest wystarczającym zabezpieczeniem przed uderzeniem, jeśli dziecko poleci do tyłu z siedzenia, chyba że ma się pod nią gruby dywan. My podłożyliśmy jeszcze jakiś koc i cienką kołdrę. Teraz, kiedy synek już nie traci równowagi podczas siedzenia albo umie się wybronić, wyciągnęliśmy to wszystko spod maty i leży ona bezpośrednio na parkiecie. Ogólnie jesteśmy zadowoleni, mimo ceny, gdyż w przyszłości rzeczywiście może zastąpić dywan w pokoju dziecka. Chyba fajniejszy jest wzór, który w naszym przypadku wylądował u teśców, czyli ten, na którego jednej stronie jest jakby labirynt, czy trasa. Można później śmiało traktować to jako autostradę dla autek, przynajmniej w przypadku chłopca:). Mam nadzieję, ze pomogłam.