Święta zaczęliśmy od święconki. Chłopaki [wszyscy trzej] porobili pisanki. Bąbel swoją pierwszą w życiu, całkiem ładnie pomazał farbkami. Dziabusz kilka, po swojemu, Pluszak ołówkiem porobił szlaczki i wzorki oraz narysował kilka kotów; wszystko ozdobił różowym zakreślaczem, po prostu Picasso. Kurcze, chyba nie zrobiłam zdjęć!
Były też trzy koszyczki w trzech wielkościach. Ja, jako matka dwóch M musiałam ogarniać wszystko wkoło, zatem na koszyk się nie zdecydowałam. W najmniejszym był tylko czekoladowy zajączek, pisanka Młodego i kawałek kiełbaski. Podczas święcenia w kościele przezornie trzymałam ten koszyczek z dala od Bąbla, ale on i tak co chwilę na niego wskazywał niemal wykrzykując: "am!". Jak tylko pokarmy zostały potraktowane kropidłem, przekazałam koszyk Młodemu, a ten bez najmniejszego zawahania chwycił kiełbasę i zaczął ją pochłaniać. Dziabusz nie chciał być gorszy. I tak, zanim wyszliśmy z kościoła pozbyliśmy się dwóch kawałków święconej kiełbasy.
W domu Starszak chciał się napić trochę soku. Pluszak podał mu kubek i pyta, jak mu smakuje, a Dziabusz na to:
- Jabłkowy to to nie jest.
No rzeczywiście, był to pomarańczowy:).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz