Bąbel w przedszkolu!
Krótko mówiąc pierwsze trzy dni – bez problemu wchodził do sali.
W czwartek były rano wrzaski. W piątek nad ranem – gorączka. Przez cały czas
nauczycielki skarżyły się, że Młody bije dzieci :-o.
Drugi tydzień – od poniedziałku wrzaski – nie chce zostawać
w przedszkolu. Panie informują, że dużo płacze i woła mamę. We wtorek telefon,
że ma 37,2 stopnia temperatury. Przecież to nie gorączka! Podziękowałam pani za
telefon i poprosiłam, żeby dawała znać, gdyby termometr wskazywał więcej. W środę
cały dzień jak na szpilkach, czy ta „gorączka” wróci. Po południu informacja od
opiekunki, że Bąbel był spokojniejszy, już nie płakał [poza porannym napadem] i
ładnie się bawił. Wieczorem kontynuacja kataru.
W czwartek rano – czyżby przełom? – Młody sam, CHĘTNIE,
wszedł do sali z uroczym „papa” na pożegnanie. Nadal w pracy siedzę jak na
szpilkach, bo katar nie minął.
Jutro nie idą do przedszkola – ani Dziabusz, ani Mikseriusz.
Trochę żałuję, że nie pociągniemy jeszcze jednego tygodnia. Widzę szansę na
przełamanie się Bąbla i pogodzenie z losem. W sumie nie mam pewności, że niania
od poniedziałku wraca, zatem temat nie jest zamknięty.