piątek, 29 listopada 2013

Pory karmienia, rodzaje podawanych posiłków, wielkosc porcji

Mały Dziabusz ma już 8 miesięcy i próbuje wciąż nowych rzeczy. Nie tylko związanych z jedzeniem - lubi np. metalową tubkę maści z witaminą A, wystający z kosza worek na śmieci, czy pluszowe skarpetki i rękawiczki. Co do posiłków, to nadal je ich 7, co dwie godziny [ok. 7, 9, 11, 13, 15, 17 i 19] i raz w nocy, około 3-4. Szukałam informacji i wielkości porcji obiadków i zupek ze słoiczków, jakie powinno zjadać dziecko w wieku Kluska. Nie znalazłam jasnej odpowiedzi, za to dotarło do mnie, że jeśli sama nie zmienię jego nawyków żywieniowych, Dziabusz też tego nie zrobi. Dlatego postanowiłam zmniejszyć ilość posiłków do 5 zwiększając przy tym ewentualnie porcje.

Dziś jest pierwszy dzień próby, do tego jego początek:), dlatego nie mam pojęcia jak nam się uda. W każdym razie wybrałam jako godziny karmienia:
  • ok 7-7.30 [zależy, o której wstanie, od jakiegoś czasu jest to 7.30, ale czasem zdarza się 6 z minutami] - mleko [na razie karmię piersią],
  • 10. - kleik, 200 ml wody primavera podgrzanej w mikrofalówce przez pół minuty + 4 płaskie łyżki kleiku ryżowego [ewentualnie kukurydzianego],
  • 13. - mleko,
  • 16. - obiad[ek], pełny duży słoiczek, czyli około 190 g. Hipp ma też większe słoiki - 220 g.; dotychczas dostawał 2/3 ze 190 gramów lub połowę Hippa [czyli 110 g],
  • 19. - kasza, może manna z dodatkiem tartego jabłka [samej nie chce jeść, robię ją na wodzie] albo spróbujemy kaszki mlecznej z herbatnikami - kupiliśmy wczoraj w Rossmannie, trzeba będzie sprawdzić, wcześniej podawana kaszka bananowa bez cukru nie pasowała Kluskowi. Ta z herbatnikami zawiera gluten, więc byłaby doskonałym zamiennikiem manny.
  • pomiędzy posiłkami przekąski typu chrupki kukurydziane, jabłko "w siatce", deserki owocowe,
  • do picia Dziabusz dostaje głównie wodę i herbatę koper włoski,
  • dodatkowo, jako zapełniacz czasu, kiedy potrzebujemy naprawdę odrobiny wytchnienia, dajemy Kluskowi zwykłą bułkę, która zajmuje go na dobre kilkanaście minut. Oczywiście nie zjada jej całej, a raczej "rozpracowuje" próbując dostać sie do środka. Ślini skórkę i masuje na niej dziąsła, a kiedy bułka zmięknie w tym miejscu, odwraca ją i zabiera się do niej z innej strony. Jak już cała jest oskórowana, zabawa się kończy i kłąb zbitej masy ląduje w koszu.

Kask do raczkowania i nauki chodzenia.

Jakiś czas temu pisałam o chodziku, któremu byliśmy przeciwni, lecz w końcu się złamaliśmy. Jednak nasz syn postanowił pomóc nam trzymać się pierwszej opinii i zdecydował, że nie będzie korzystał z tego wynalazku. Chodzik wrócił do sklepu, a my nadal zastanawialiśmy się, jak zapewnić Dziabuszowi większe bezpieczeństwo. Kilka tygodni wcześniej wyobraziłam sobie Kluska w takim kasku, jak mają rugbiści czy hokeiści.

zdjęcie pochodzi ze strony: http://www.sklep-presto.pl/

Stwierdziłam, że to jest to, o co mi chodzi. Teraz, kiedy Miś zaczął chodzić przy meblach problem ochrony głowy powrócił i po rozmowie z Pluszakiem wzięłam się za szukanie rozwiązania. Na szczęście okazało się, że nie jestem bardzo odkrywcza i ktoś przede mną na to wpadł:).
W internecie jest kilka rodzajów kasków. Różnią się ilością otworów pozwalających na wentylację pod nimi i zapobiegających nadmiernemu poceniu się głowy, grubością użytych materiałów, wyglądem i oczywiście ceną.
Zdjęcie użytkownika urban baby
 Ten kask pochodzi z aukcji na allegro i kosztuje około 35 zł + przesyłka. Nie wybraliśmy go, ponieważ wygląda jakoś niechlujnie i niezbyt pewnie.
Kask Chicco. Cena około 60 zł + przesyłka. Nasz wybór. Umożliwia przepływ powietrza, a jednocześnie zabezpiecza wszystkie "strategiczne" miejsca czaszki.
Thundguard. Cena ok. 110 zł + przesyłka. Występuje w kilku wzorach i kolorach. Wykonany z pianki, w której znajdują się otwory wentylacyjne. Uważam jednak, że takie rozwiązanie dotyczące cyrkulacji powietrza jest niewystarczające i prawie na pewno dziecko będzie miało spoconą główkę. Trzeba przyznać, ze jest najbardziej "dizajnerski" z prezentowanych. Lecz czy o to chodzi w bezpieczeństwie?
No Shock. Na oko wygląda dość podobnie do Chicco. Jak jest w rzeczywistości nie wiem, nie miałam go w rękach. Tutaj jednak cena dużo wyższa - od jakichś 125 zł + przesyłka. Być może wykonany z lepszej jakości materiałów. Występuje w kilku wzorach i kolorach.

Co prawda kask dla niemowląt nie ma ochrony twarzy i szczęki, bo by się to nie sprawdziło - maluchy wszystko chcą wkładać do buzi. Tak czy inaczej zakupiliśmy ten szykowny wynalazek i czekaliśmy na paczkę pełni obaw, że Dziabusz nie zaakceptuje nowego nakrycia głowy. Na szczęście nie było wielu protestów, jedynie przy dopasowywaniu wielkości kasku nie obyło się bez płaczu spowodowanego dźwiękiem wydawanym przez odklejane rzepy.

Jeszcze tylko muszę wspomnieć o pierwszej wizycie u profesjonalnego fryzjera:). W wieku ok. 4 miesięcy Czupurek przestał być Czupurkiem za sprawą mojej mamy. Dziś ma ponad 8 miesięcy, włosy mu odrosły, a w związku z podstrzyżynami zrobiły się dłuższe kępki oraz łyse placki. Pluszak postanowił zadbać o wygląd syna i uchronić go przed fryzurą od garnka:). W ten sposób Klusek ma za sobą pierwsze "salonowe" doświadczenie. Nawet nie zauważył, że coś się dzieje dookoła jego głowy. Zajęty był chrupką oraz patrzeniem w dół jak włoski sypią się na podłogę.

sobota, 23 listopada 2013

Uwaga na fałszywe "certyfikaty", CE = China Export

Popularny certyfikat unijny "CE" zazwyczaj wydaje się wystarczającym oznaczeniem gwarantującym bezpieczeństwo. Niestety Chiny są już tak zaawansowane w imitacji wyglądu produktu oraz logo producenta, że poszły o krok dalej. Stworzono własny znak CE oznaczający China Export i niemający NIC wspólnego z certyfikatem jakości, chyba że chodzi o jej brak. Oba symbole są niezwykle podobne i różnią się jedynie dwoma szczegółami. Pierwszy, to odstęp litery E od C. W prawidłowym oznaczeniu odstęp jest dość duży, gdyż początek litery E styka się dopiero z dorysowanym do litery C drugim półokręgiem, zaś przy China Export C i E są bliżej.

Symbol ze strony: http://siloscordoba.com/2013/07/09/china-export-is-not-ce-a-symbol-to-cause-confusion/

Druga różnica, to środkowa kreska w "E". W przypadku certyfikatu jest ona krótsza od górnej i dolnej, natomiast przy chińskim symbolu jest tak samo długa.


Więcej informacji na temat oznaczeń na zabawkach i produktach dla dzieci, zawartych jest w odcinku programu "Wiem, co jem i wiem, co kupuję" pod tytułem "Pierogi i pluszaki". Każdego, kto nie oglądał żadnego odcinka, a zamierza uprzedzam, że prowadząca program Katarzyna Bosacka jest, powiedzmy - bardzo specyficzna:).

piątek, 15 listopada 2013

Chodziki, pchacze, jeździki. Szkodzą czy pomagają? Warto kupic?

Jeszcze będąc w ciąży zdecydowałam, wspólnie z Pluszakiem, że mały Dziabusz nie będzie miał klasycznego chodzika. Naczytaliśmy się, że przez nie dzieci uczą się chodzić na palcach, że moment samodzielnego chodzenia opóźnia się, że nie potrafią złapać równowagi, ponieważ w chodziku nie ma takiej konieczności i jeszcze kilka mniej racjonalnych powodów.
Klusek wkroczył niedawno w etap ruchliwości i wszędzie go pełno. Nie nadążamy za nim, zwiedził już prawie wszystkie zakątki pokoi, kuchni, a nawet toalety. Zastanawialiśmy się nad pchaczem, aby mógł ćwiczyć swoje, słabo jeszcze rozwinięte, umiejętności przemieszczania się w pozycji pionowej. Popularne są pchaczo-jeździki, zabawki, które w łatwy sposób rozkłada się do funkcji pchacza, a kiedy dziecko podrośnie i będzie umiało swobodnie odpychać się nogami od podłogi, równie łatwo składają się w jeździk.

Zdjęcie pochodzi z serwisu tablica.pl

 
Oglądaliśmy kilka modeli, jednak większość z nich nie ma możliwości zwiększenia oporu w kołach, przez co istnieje duże prawdopodobieństwo, że synek nie będzie za nim nadążał, a co za tym idzie, zamiast doskonalić chodzenie, będzie zaliczał bolesne upadki na twarz. Okazało się, że chodziki bez funkcji 2w1, ale głównie te produkowane z drewna, umożliwiają mocniejsze dokręcenie śrub mocujących, co skutkuje przyhamowaniem kół.


Po głębszych przemyśleniach doszliśmy jednak do wniosku, że pchacz drewniany, czy pchacz jeździk nie jest rozwiązaniem dla nas. Powyższe akcesoria rzeczywiście ułatwiają przemieszczanie się, jednak nie zwiększają przy tym bezpieczeństwa dziecka. Podejrzewam, że Dziabuszowi wszystko jedno, czy przeraczkuje kawałek podłogi, a następnie stanie przy ławie i idąc przy niej dojdzie do pilota, czy też zrobi to samo opierając łapki na pchaczu i porzucając go przy ławie, oby przynajmniej bez jakiegoś urazu czy upadku.
Biorąc to wszystko pod uwagę, jedyne wyjście, jakie znaleźliśmy, to ten nieszczęsny chodzik. Zatem mimo wcześniejszych zapewnień postanowiliśmy trochę pójść na łatwiznę. W kategorii tych pojazdów również jest kilka opcji. Można wybrać klasyczny, bez "udziwnień"; taki w funkcją bujania, a nawet chodzik zmieniający się w pchacz. Pierwsza opcja jest oczywiście najtańsza. W drugim przypadku, poza możliwością kołysania dziecka, ciekawym rozwiązaniem jest zastosowanie "podwieszanej podłogi". Jest to związanie z koniecznością uniemożliwienia przemieszczania się malucha w przypadku ustawienia chodzika na bujanie, jednak my widzimy tu plus w postaci ogólnego unieruchomienia dziecka:). Dziabusz nie lubi bujania, więc podłoga stosowana by była w chodziku ustawionym na kołach, ale skutecznie uziemiłaby go w jednym miejscu tworząc z chodzika bazę do zabawy. I właśnie na to rozwiązanie się zdecydowaliśmy. Kupiliśmy chodzik w sklepie stacjonarnym - zaczęło nam się spieszyć:). Decyzję podjął Pluszak, ja bym szukała najtańszego.

Trzecią opcją był chodzik, który można łatwo i szybko przemienić w pchacz [oczywiście bez oporu w kółkach]. Cena nieznacznie przewyższa koszt zakupu poprzedniego sprzętu.

Chodzik z funkcją bujania [z której nie będziemy korzystać] kupiliśmy dzisiaj. I już dzisiaj jesteśmy trochę podłamani, ponieważ Klusek nie jest zainteresowany nowym nabytkiem. Po włożeniu do pojazdu szybko się denerwuje i marudzi. Jedynie zabawki mu się spodobały, ale kupowanie chodzika dla samych zabawek to niepotrzebna rozrzutność. Jeszcze jutro damy mu szansę.

niedziela, 10 listopada 2013

Dziabuszowanie. Błędy w raczkowaniu

Około tygodnia temu przesunęliśmy matę w miejsce ławy, czyli została otoczona przy długim boku 3-osobową kanapą, a przy krótkim - obszernym fotelem. Pluszak dobrze wymyślił, że jeśli Dziabusz będzie blisko nas, stanie się mniej marudny. Przy okazji poprawy atmosfery okazało się, że my po prostu ograniczamy nasze dziecko:), ściślej mówiąc, nie umożliwiamy mu pełnego wykorzystania jego potencjału. Zmiana miejsca zabawy Kluska wyzwoliła w nim nową energię i ujawniła kolejne umiejętności - Czupurek zaczął chodzić przy meblach [kanapie i fotelu]. No i zaczęło się. Teraz każda potencjalna przeszkoda staje się miejscem do wstawania i tuptania, choćby w miejscu. Czasem tym wyczynom towarzyszy moja ulubiona mina uznawana przez Pluszaka za oznakę "dziabuszowania". Ciężko ją opisać, ale jest boska i ewidentnie świadczy o chęci brojenia.
"Dziabuszowanie" przejawia się również w "porządkowaniu" maty - podnoszeniu leżących w pobliżu przedmiotów i odkładaniu ich po przeciwnej stronie albo za plecami. W "pacaniu" łapką, co jest może formą grania na bębenku, a może ma głębszy wydźwięk [zaznaczenie własności?]. W łobuzerskim uśmiechu i błysku w oku, kiedy w zasięgu rączek namierzy ulubiony obiekt destrukcji - włosy.
Zaczął również stawiać kroczki trzymany za ręce. Powiedzmy, że w wieku 7,5 miesiąca. Co ciekawe, kiedy ktoś na siłę chce go poprowadzić, Klusek się buntuje i nie chce chodzić:).
Czupurek rozpoczął dodatkowo przygody z raczkowaniem. Niestety, jest Dziabuszem na całego i postanowił raczkowanie "udoskonalić" i tak kombinuje, żeby się nie namęczyć. Siada z jedną nogą bardziej zgiętą, a drugą trochę wyprostowaną, następnie przechyla się do przodu klękając na tej podgiętej nodze i opierając się na dłoniach, a nogę lekko wyprostowaną wysuwa na bok, trochę oddalając od ciała i stawiając na stopie. "Raczkowanie" polega na stawianiu stopy krok przed sobą i podciąganiu reszty ciała - ślizganiu po podłodze - dosuwając do nogi wykrocznej. I kolejny krok tak samo. Oczywiście nie jest to poprawny sposób raczkowania, więc czekają nas kolejne spotkania z rehabilitantką. Na razie jedyne zadane ćwiczenia polegają na blokowaniu otwartą dłonią tej wysuniętej nogi po uprzednim ustawieniu jej we właściwej pozycji. Sprowadza się to do przeszkadzania maluchowi, bo gdy tylko próbuję stosować się do zaleceń, Miś przerywa wyczyny i siada lub zaczyna się złościć, w związku z czym sukcesy mamy bardzo mizerne.

sobota, 2 listopada 2013

Rozszerzanie diety - sukcesy i porażki

Wcześniej przygotowany indywidualny program rozszerzania diety Dziabusza nie do końca jest realizowany. Wszystkie warzywa zostały zaakceptowane z mniejszym lub większym entuzjazmem. Kaszka bananowa, którą chcieliśmy wprowadzić w międzyczasie okazała się niewypałem - może to wina banana, a może słodkiego smaku? Potem przyszła pora na owoce. Ścierane na tarce do owoców jabłka cieszyły się dużym powodzeniem, zwłaszcza, kiedy można było wysysać z wiórek sok. Krem z jabłek i jagód ze słoiczka również przypadł do gustu Kluskowi. Następnie podane gruszki Williamsa już niekoniecznie. Po pierwszym słoiczku przeszliśmy do bananów [taki świeży, obrany ze skórki i podany do łapki był zachwycający w swojej konsystencji - miękki, ciapkowaty i łatwy do "ugryzienia"], z podobnym skutkiem. Brzoskwinie otworzyliśmy bez większych nadziei i słusznie. Myślę, że powodem braku zainteresowania podawanymi owocami może być skład słoiczków, przynajmniej w przypadku HIPPa.
Gruszki Williamsa: 40% gruszek, sok gruszkowy z soku zagęszczonego, 22% przecieru z gruszek częściowo odwodnionego, grysik ryżowy, witamina C.
Brzoskwinie: 75% brzoskwiń, 10% jabłek, zagęszczony sok winogronowy, woda, grysik ryżowy, skrobia ryżowa, witamina C.
Zatem owoce poszły w odstawkę, a zastąpiły je obiadki. Klusek bardzo się rozsmakował w rybie. Dobry znak.
Natomiast wprowadzanie glutenu w postaci kaszy manny, które rozpoczęliśmy tuż pod koniec 6 miesiąca jest coraz trudniejsze. Raz dodaliśmy do manny śliwki ze słoiczka i udało się w ten sposób wmusić prawie całą porcję kaszy. Za drugim razem już się Dziabusz nie dał oszukać. Teraz dodaję odciągnięte rozmrożone mleko, ale już mi się kończy:). Zastanawiam się nad gotowaniem manny na bardzo gęsto i łączeniem jej z obiadkami, jednak wtedy będzie to jeden posiłek, a dotychczas, jeśli Czupur dostawał cały słoiczek w porze obiadowej i po 2 godzinach kaszę, to pomijane były dwa karmienia piersią. Z kleiku zrezygnowaliśmy ze względu na problemy z kupkami. Może jakieś jogurty? Przejrzę ofertę produktów dla dzieci.