piątek, 29 listopada 2013

Kask do raczkowania i nauki chodzenia.

Jakiś czas temu pisałam o chodziku, któremu byliśmy przeciwni, lecz w końcu się złamaliśmy. Jednak nasz syn postanowił pomóc nam trzymać się pierwszej opinii i zdecydował, że nie będzie korzystał z tego wynalazku. Chodzik wrócił do sklepu, a my nadal zastanawialiśmy się, jak zapewnić Dziabuszowi większe bezpieczeństwo. Kilka tygodni wcześniej wyobraziłam sobie Kluska w takim kasku, jak mają rugbiści czy hokeiści.

zdjęcie pochodzi ze strony: http://www.sklep-presto.pl/

Stwierdziłam, że to jest to, o co mi chodzi. Teraz, kiedy Miś zaczął chodzić przy meblach problem ochrony głowy powrócił i po rozmowie z Pluszakiem wzięłam się za szukanie rozwiązania. Na szczęście okazało się, że nie jestem bardzo odkrywcza i ktoś przede mną na to wpadł:).
W internecie jest kilka rodzajów kasków. Różnią się ilością otworów pozwalających na wentylację pod nimi i zapobiegających nadmiernemu poceniu się głowy, grubością użytych materiałów, wyglądem i oczywiście ceną.
Zdjęcie użytkownika urban baby
 Ten kask pochodzi z aukcji na allegro i kosztuje około 35 zł + przesyłka. Nie wybraliśmy go, ponieważ wygląda jakoś niechlujnie i niezbyt pewnie.
Kask Chicco. Cena około 60 zł + przesyłka. Nasz wybór. Umożliwia przepływ powietrza, a jednocześnie zabezpiecza wszystkie "strategiczne" miejsca czaszki.
Thundguard. Cena ok. 110 zł + przesyłka. Występuje w kilku wzorach i kolorach. Wykonany z pianki, w której znajdują się otwory wentylacyjne. Uważam jednak, że takie rozwiązanie dotyczące cyrkulacji powietrza jest niewystarczające i prawie na pewno dziecko będzie miało spoconą główkę. Trzeba przyznać, ze jest najbardziej "dizajnerski" z prezentowanych. Lecz czy o to chodzi w bezpieczeństwie?
No Shock. Na oko wygląda dość podobnie do Chicco. Jak jest w rzeczywistości nie wiem, nie miałam go w rękach. Tutaj jednak cena dużo wyższa - od jakichś 125 zł + przesyłka. Być może wykonany z lepszej jakości materiałów. Występuje w kilku wzorach i kolorach.

Co prawda kask dla niemowląt nie ma ochrony twarzy i szczęki, bo by się to nie sprawdziło - maluchy wszystko chcą wkładać do buzi. Tak czy inaczej zakupiliśmy ten szykowny wynalazek i czekaliśmy na paczkę pełni obaw, że Dziabusz nie zaakceptuje nowego nakrycia głowy. Na szczęście nie było wielu protestów, jedynie przy dopasowywaniu wielkości kasku nie obyło się bez płaczu spowodowanego dźwiękiem wydawanym przez odklejane rzepy.

Jeszcze tylko muszę wspomnieć o pierwszej wizycie u profesjonalnego fryzjera:). W wieku ok. 4 miesięcy Czupurek przestał być Czupurkiem za sprawą mojej mamy. Dziś ma ponad 8 miesięcy, włosy mu odrosły, a w związku z podstrzyżynami zrobiły się dłuższe kępki oraz łyse placki. Pluszak postanowił zadbać o wygląd syna i uchronić go przed fryzurą od garnka:). W ten sposób Klusek ma za sobą pierwsze "salonowe" doświadczenie. Nawet nie zauważył, że coś się dzieje dookoła jego głowy. Zajęty był chrupką oraz patrzeniem w dół jak włoski sypią się na podłogę.

9 komentarzy:

  1. Moje dzieciaki tego nie miały i żyją i mają się dobrze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ktoryms poscie pisalam, ze czesto to dobry marketing, a nie rzeczywista potrzeba. Ten kask moze byc zbednym gadzetem, chociaz w naszym przypadku 2-3 razy sie sprawdzil. Nikogo nie namawiam do zakupu. Z drugiej strony nie rozumiem podejscia, ze jesli kiedys radzono sobie bez czegos, to teraz tez sie powinno. Przyklad - szkola rodzenia - poprzednie pokolenia czesto uwazaja, ze to bezsens i strata czasu. A kobiety, ktore z niej korzystaly wiedza, jakie korzysci przynosi.

      Usuń
  2. Ja mojemu synowi kupie ten kask, mimo iz sam nie mialem i nic mi sie nie stalo, a glupie gadanie ze nic sie nie stalo mi wisi. 100 dzieci nic sobie nie zrobi powaznego, a 1 sie tak uderzy ze spedzi reszte zycia w szpitalu. Kazdy ma wybor, jak troche podrosnie to bedzie mial czas na uderzenia glowa tylko bardziej swiadomie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i tutaj racje przyznam mój wnusio uderzył prawdopodobnie kilka razy główką przy raczkowaniu i przy ostatnim wylądował w szpitalu ponieważ miał obrzęk i co się okazało że ma złamaną czaszkę. W szpitalu brak szacunku dla matki i kurator sądowy a to naprawdę nieszczęśliwy wypadek.

      Usuń
    2. Życzę zdrowia dzidziusiowi i powodzenia mamie.

      Usuń
  3. I w takim kasku to dopiero jest bezpieczna główka dziecka :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Taki kask to jest bardzo dobre rozwiązanie. Nie dość,że dziecko jest bezpieczniejsze, to jeszcze rodzice mogą być spokojniejsi. W końcu nie trzeba się bać o rogi stołów.

    OdpowiedzUsuń
  5. Z jednej strony faktycznie można uniknąć płaczu i lamentów, gdy dziecko się uderzy, no i oczywiście ewentualnego uszczerbku na zdrowiu. Z drugiej strony, stare przysłowie mówi "jak się nie przewróci to się nie nauczy" i coś w tym jest. :) Dzieci mimo wszystko nie są z porcelany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. #motocyklowekaski, w Waszych, to pewnie każda głowa bezpieczna :-).
      "jak się nie przewróci to się nie nauczy" - właśnie, tylko może lepiej, żeby się przewróciło i wystraszyło, niż przewróciło i wylądowało w szpitalu z rozbitą głową. To tylko teoria ;-)

      Usuń