czwartek, 16 stycznia 2014

Zajączkowanie, gwizdanie, kasza na lepsze spanie? [Mamy inny sposób]

Na początek pojęcie wymyślone przez Pluszaka - zajączkowanie.
Zajączkowanie, to sposób wyrażania radości, ekscytacji, chęci do zabawy. Podczas zeszłotygodniowej wizyty duszpasterskiej Klusek dał popis zajączkowych umiejętności - ksiądz akompaniował kolędującym ministrantom na harmoszce czym zachwycił Misia. W uproszczeniu jest to pierwsza dziecięca forma tańca [gibanie pupą w przód i w tył] tyle, że na siedząco:). Oczywiście im większe zadowolenie czy podniecenie tym intensywniejsze, szybsze zajączkowanie.
Od około tygodnia, czyli od wieku mniej więcej 9,5 miesiąca, maluch, zainspirowany być może ulubionym dziadkiem, który gwiżdże mu dla uspokojenia, sam zaczął pogwizdywać. Nie jest to oczywiście pełny dźwięk, ale Miś ewidentnie układa usta w dziubek, wydmuchuje powietrze i świszcze przy tym cicho. Zdolniacha;). Jednak oprócz tych zachwycających działań Dziabusza coraz mocniej zaznacza się jego "silny charakter". Jest uparty i rozwydrzony i oczywiście ma gdzieś regularność i schematyczność doby. Drzemkę ma mniej więcej o tej samej porze [ostatnio około 11], ale już jej długość niestety rzadko wynosi dwie godziny.
Na szczęście chociaż noce nam się poprawiły. Może to zasługa zastoju w wyżynaniu się zębów [na razie są dwie dolne jedynki], może zmiany ustawienia łóżeczka [żyła wodna?], ale najpewniej obniżenia [znacznego - z 20-21 do 16-17 stopni] temperatury w pokoju Czupurka. Próbowaliśmy przez kilka dni dopajać syna kaszą wieczorami. Owszem, dało to rezultat przez pierwsze dwie noce, może trzy. Przy kolejnych wszystko wróciło "do normy". Zaprzestaliśmy zatem zwiększania wagi naszego dziecka i poprzestaliśmy na piersi [Dziabusz już tylko trzy razy na dobę dostaje cycka - o 7 rano lub później, jak wstanie; o 19 na kolację, je z obu piersi i w nocy po 3]. Natomiast zmiana temperatury okazała się strzałem w dziesiątkę. Czy to możliwe, że wyrżnięcie się dolnej lewej jedynki przeszło niezauważone? U nas trochę tak było:). Może najtrudniejszy, najboleśniejszy etap odbył się przed Świętami [wtedy były marudzenia i było też 20 stopni w sypialni Kluska], potem nastąpił jakiś zastój, a sam moment przebicia przez ząbek skóry dziąsła był już formalnością? Tak, czy inaczej miłym zaskoczeniem było zauważenie któregoś ranka [dość długo po Świętach, bo już w 2014 roku] nowego ząbka po ładnie przespanej nocy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz