Ostatnio jestem zniechęcona. Dziabusz co prawda coraz więcej umie, ale jest też coraz trudniejszy. Częściej podejmuje próby samodzielnego chodzenia i na dłuższe dystanse [dziś przeszedł cały salon]. Nauczył się klaskać w dłonie, choć na razie bezgłośnie:). Nadal potrafi przez jakiś czas się sobą zająć, bawić na macie, biegać przy jeździkach, obserwować przez drzwi balkonowe bawiące się na placu zabaw dzieci i przejeżdżające samochody (największą uwagę przyciągają autobusy).
Jednocześnie zmniejszyło mu się zapotrzebowanie na sen w ciągu dnia. W sumie może zapotrzebowanie nadal występuje, ale coś mu nie pozwala poddać się potrzebie drzemki. Oprócz oczywistych powodów związanych z poznawaniem świata i ciekawością, fascynacją nowymi zdolnościami podejrzewamy, że wina leży w odebraniu Misiowi kocyków. Na policzkach Kluska od dawna pojawia się coś na kształt wysypki, trądziku czy niezdrowych rumieńców. Maści polecone przez pediatrę się nie sprawdzają. Podejrzane są alergie pokarmowe lub reakcja na tkaniny albo proszek. W związku z tym, że używam na zmianę kilku różnych środków piorący, a eliminowanie poszczególnych potraw jest dość kłopotliwe, postanowiliśmy zacząć badanie problemu od odebrania ukochanych kocyków [niezbyt delikatne, wiem]. Zmiany skórne na policzkach znacznie się zmniejszyły, nie są już tak zaognione, bardzo zbladły, a nawet nieraz nie widać ich wcale [w dotyku jednak nadal są szorstkie]. Póki co wygląda na to, że w jakimś stopniu pozbyliśmy się problemu - nie całkiem, bo nadal zostają ślady w okolicy łokci i kolan. Teoretycznie takie rozmieszczenie wysypki powinno wykluczyć winę kocyków, ale zmiany na policzkach występowały dużo wcześniej, niż zaczęły się pojawiać na kończynach, więc rozdzieliliśmy te dwa problemy [prawie jak Doktor House].
Pozbycie się, oby na stałe, rumieńców na buźce wiąże się, być może, z trudnościami z zasypianiem w ciągu dnia [wieczorem jest w zasadzie tak, jak dotychczas]. Do końca nie wiemy, czy to dlatego, że nasz synek nie może się przytulić do puszystej tkaniny, czy też jest już na tyle "dorosły", że wystarczy mu przespanie godziny i kwadransa poza nocnym snem. Moje usilne a bezskuteczne próby kładzenia go spać są tak frustrujące, że psują mi cały dobry humor. Jedna porażka powoduje chęć postawienia na swoim i zamiast sobie odpuścić i pozwolić mu się bawić, póki jeszcze nie jest zły i wrzeszczący, po kilku czy kilkunastu minutach podejmuję kolejne starania, oczywiście również kończące się fiaskiem, co jeszcze bardziej szarga nerwy i moje, i Dziabusza. Krótki czas snu w ciągu dnia zmusił nas do zmiany harmonogramu. Pluszak zaproponował wybudzanie malucha. Kładziemy go około 20 i nie pozwalamy spać dłużej niż do 7 rano. Pewnie po opublikowaniu tego wpisu, jak zwykle zmieni się to na gorsze [już wspominałam, że jak coś napiszę na temat pór snu, wtedy się one przestawiają i skracają]. Potem drzemka około 10.00 i pobudka maksymalnie o 11.30 po to, żeby położyć go drugi raz, po południu, dając mu szansę regeneracji i wytrwania do 20.00. I właśnie z tym drugim leżakowaniem jest problem. O ile rano dość chętnie zasypia, o tyle w okolicy godziny 14.30 - 15.00 kończy się to złością i gniewem po obu stronach.
Jeszcze parę tygodni temu można było uśpić smyka kołysząc na rękach [siadałam na łóżku i czytałam książkę lulając Kluska], ewentualnie wożąc go w wózku po domu. Było to stosowane tylko w wyjątkowych przypadkach, właśnie kiedy nie chciał zasnąć sam [pisałam gdzieś, że Czupurka wkładamy do łóżeczka, dajemy mu smoczek, przykrywamy kocykiem i wychodzimy z pokoju, żeby miał ciszę i spokój, a on zamyka oczka i czasami mruczy sobie do snu]. Teraz nie mam już na niego sposobu. No i odpadł ten nieszczęsny pluszowy koc. Nie wiem, co robić.
Z innych, weselszych tematów - kupiliśmy maluchowi pierwsze buciki do chodzenia. Chcieliśmy wybrać bezpieczne dla jego rozwijających się stópek. Trochę poczytaliśmy, trochę usłyszeliśmy i stanęło na tym, że takie małe dzieci mają naturalne płaskostopie, które dopiero z biegiem czasu powinno zaniknąć. Dlatego odrzuciliśmy obuwie, które ma profilowaną wkładkę. Po przeanalizowaniu pozostałych wytycznych, takich jak wysokość cholewki, giętkość podeszwy, sposób mocowania na nóżce wybraliśmy buciki z firmy Befado. Zdecydowaliśmy się na tanie trampeczki, które posiadają certyfikat "zdrowa stopa" zamiast skórzanych trzewików [również z tym oznaczeniem], ze względu na obecną i nadchodzącą porę roku. Wysokie buty z naturalnej skóry, choćby były nie wiadomo jak przewiewne, będą sprzyjały przegrzewaniu się nóżek. W sumie przy temperaturze 30 stopni wszystko może temu sprzyjać, jednak bawełniane trampki i tak wydają się lepszym wyjściem. A do tego cena - 49 zł! Pluszak słusznie stwierdził, że takie buciki można bez żalu wymieniać co kilka miesięcy, kiedy tylko stópka wyrośnie z obecnych. Oczywiście zimą inaczej byśmy na to patrzyli.
Kolejna wesoła informacja, to pierwsza miska obiadu zjedzona łyżeczką, przy niewielkiej pomocy mamy:). Dziabusz najpierw dziobał łyżką papkę, ale kiedy delikatnie mu ją ustawiłam i pomogłam nabrać trochę jedzenia, kierował porcję do buzi. Tu również musiałam lekko przekręć łyżeczkę, gdyż wkładał ją bokiem, jednak udało się zjeść cały posiłek w niewiele dłuższym niż normalnie czasie. Dzielny chłopak! Wprowadziliśmy też pomysł Pluszaka zaczerpnięty od kolegów i podajemy Misiowi podobne do naszego danie na plastikowym kolorowym talerzyku, żeby podczas spożywania przez nas posiłku również mógł uczestniczyć nie wyjadając nam z misek. Nie pozwalamy mu już sięgać do naszych porcji i wskazujemy, że ma swoją. Sprawdza się to całkiem dobrze. Coraz częściej też dostaje smakołyki właśnie na talerzu, żeby mógł jeść rękoma. Pokrojoną w kawałki mandarynkę, ziemniaki, słupki ugotowanej marchewki, paski szynki czy kostki żółtego sera. Na przekąskę albo pełne danie, zależnie od ilości. Na stałe zagościł też w jadłospisie malca jogurt naturalny, a zamiast mleka modyfikowanego codziennie rano wypija butelkę krowiego 3,2% [wprowadzaliśmy powoli]. Przygotowywanie posiłków jest coraz łatwiejsze, ponieważ może być spontaniczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz