Problem z wyborem niani był ogromny, ponieważ kandydatek było bardzo
mało, w przeciwieństwie do pierwszego "naboru", kiedy zgłosiło się około
30 osób. Konieczność zmiany opiekunki wiązała się z ciążą pierwszej.
Żałujemy, bo była niemal ideałem. Obecna ma wady i zalety. Główną wadą
jest to, że Klusek jej nie słucha, zaletą - dobre serce i chęci.
Wspólnie
z nianią zaczęliśmy walkę z pieluchami. Dziabusz jest dość chętny do
współpracy, na tyle, że zastanawiamy się z Pluszakiem, czy nie za późno
podjęliśmy kolejną próbę [poprzednia była około pół roku wcześniej].
Puszczamy Misia w samej koszulce i skarpetkach, biega sobie z gołą pupą,
a kiedy chce, siada na nocniku. Bez większego problemu kontroluje
sikanie. Z kupą idzie gorzej - zrobił kilka razy, ale woli w pieluchę.
Ogólnie jest nieźle. Myślę, że w lecie będą jeszcze większe sukcesy, a
przed przedszkolem liczę na wyeliminowanie pampersów przynajmniej w
ciągu dnia. A przedszkole już we wrześniu [będzie miał 2,5 roku].
Kwestie wychowawcze są bardziej kłopotliwe. Klusek przechodzi prawdziwy bunt dwulatka, sprawdza nas na każdym kroku. Irytuje powtarzając zakazane zachowania z perfidnym uśmiechem na twarzy patrząc prosto w oczy. Nie pozwala się przebrać/przewinąć ani Pluszakowi, ani opiekunce. Tylko mama i mama. Oczywiście walczymy z tym i w końcu inna osoba zakłada mu buty albo ściąga szalik, ale za każdym razem są to słowne przepychanki, namawiania, złoszczenie się i denerwująca strata czasu, a do tego ja, Pan Dzidzia i Pluszak jesteśmy już zazwyczaj ubrani i grzejemy się niemiłosiernie czekając na jaśnie pana Dziabusza.
Niektóre występki naszego dwulatka:
- kopanie nocnika z sikami,
- wylewanie połowy butelki wody na plecy mamy, kiedy klęczy przed nim i poprawia mu spodenki,
- wycieranie brudnych rąk w ścianę,
- budzenie Pana Dzidzi poprzez tarmoszenie i wołanie "Cześ, Dzidzia", kiedy ten dopiero zasnął,
- wołanie mamy lub taty, żeby wyciągali resoraki spod sofy, po czym wpychanie ich tam ponownie
- podczas robienia ciasteczek z dżemem, wyjadanie dżemu ze słoika w połowie pracy zamiast wykładania go na ciasto.
Kiedy Klusek wpada w histerię, z reguły niczym konkretnym nie wywołaną [np. zabranie kubka, bo wylewał wodę albo wyłączenie bajki, co było wcześniej zapowiedziane], sprawdzony sposób to włożenie go do łóżeczka. Tłumaczę mu wtedy, żeby zawołał mnie, kiedy się uspokoi, że jestem obok. Nigdy też w takich sytuacjach nie zamykam mu drzwi pokoju i staram się być w zasięgu wzroku, choć w innym pomieszczeniu. Najczęściej histeria mija w ciągu minuty.
Przez chwilę mieliśmy wyciągnięte szczebelki w łóżeczku, w końcu Dziabusz jest już dużym facetem i musi się uczyć samodzielności, jednak dla naszej wygody dziura została znowu zasłonięta:). Stało się to w wyniku dwóch incydentów. Raz położyliśmy Misia, jak zwykle, około 20. Jakieś półtorej godziny później pozostała nasza trójka udała się do sypialni, a chwilę później odwiedził nas Dziabusz. Później miałam obawy, że wyjdzie sobie z łóżka w nocy, zaświeci światło, otworzy pokój, pójdzie do salonu i jeszcze jakaś krzywda mu się stanie.
Druga sytuacja - w nocy wychodzę z Młodym do salonu na karmienie i przewijanie, żeby nie budzić Pluszaka, bo rano wstaje do pracy. Siedzę sobie na fotelu z Panem Dzidzią u piersi, podnoszę wzrok, a przede mną Klusek. Omal zawału nie dostałam, pojawił się bezszelestnie, nicpoń mały. Musiał się lekko przebudzić, zobaczył światło i postanowił dotrzymać mi towarzystwa. Pięć minut później znowu spał, ale strachu się najadłam. A gdyby były szczebelki, to po prostu zamknął by oczka i kimał dalej.
Nie wiem, kiedy będzie kolejna próba z dziurą. Może już od razu zmienimy łóżeczko w tapczan. Może w nowym mieszkaniu:).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz