"Bunt dwulatka" przybrał u nas ostrą formę. Ciągłe "ja siam", "daj" albo "mama" - jako osoba, która ma robić wszystko [ubrać - mama, a nie niania, przewinąć - mama, a nie tata, wyrzucić papier - mama, a nie Dziabusz]. Pal licho, jeśli chodzi o jakąś pierdołę, jednak często "siam" dotyczy np obrania jabłka, przełączenia bajki na komputerze albo zmiany pieluchy. "Mama" występuje stale, ale najbardziej jest odczuwalne, kiedy się spieszymy. A "daj" stosowanie jest głównie jako próba wymuszenia czegoś.
Wczoraj były prace twórcze z ciastoliną. Wycinanie motylków, wyciskanie gwiazdek i odciskanie aut. Po jakimś czasie oznajmiłam, że idziemy na dwór, więc wystarczy tej zabawy. Dziabusz się zgodził. Kiedy w kilka sekund sprzątnęłam cały bałagan zaczęły się wrzaski, "daj" i rzucanie przedmiotami. Na szczęście szybko nastał spokój i zaczęliśmy szykować się do wyjścia.
W swoim pokoju mały łobuz zrzucił 4 ciuszki z biurka. Mówię: posprzątaj. Słyszę: mama. Na "przekomarzaniu się" spędziliśmy 10 minut, podczas których stosował techniki prośby, groźby i wymuszania. Po tym czasie nastąpiło nasilenie i zaczęła się łagodna histeria. Dziabusz wylądował w łóżeczku - tak robimy, żeby się uspokoił. W naszym przypadku się to sprawdza - wsadzamy syna do łóżeczka, nieraz sam tam idzie, jak tylko zaproponujemy takie rozwiązanie, kiedy zbyt się "ekscytuje". Zostawiamy otwarte drzwi, pozostajemy na widoku, choć w innym pokoju i czekamy, aż nas zawoła. Zazwyczaj uspokaja się w kilka sekund, tak też było tym razem. Ale w łóżku spędził jakieś 15-20 minut. Leżał sobie, przytulał misia, kręcił się trochę. Wyciszał się. Zawołał mnie gotowy do uprzątnięcia zrzuconych ciuchów.
Oczywiście są też cudowne momenty. Ostatnio spieszyłam się gdzieś, a że nie mamy chwilowo niani, musiał ogarnąć siebie i dwójkę maluchów w 15 minut. Starszy nie chciał współpracować przy ubieraniu. Nie uciekał, nie utrudniał niby, ale jakoś tak luźno stał, że nie można było mu bluzy założyć na ręce. Coś mu tam powiedziałam, żeby trochę pomógł, bo nie mamy czasu, a on do mnie: "mamo, mamo, coś ci dam, jedno serce". Myślałam, że się popłaczę ze wzruszenia:). Wierszyka nauczyła go ostatnio babcia, ale było to na zasadzie - ktoś mówi wers, on powtarza, ktoś mówi drugi wers, on powtarza itd.
Pan Dzidzia natomiast, to najbardziej towarzyskie niemowlę, jakie kiedykolwiek widziałam. Kto go nie zaczepi jest obdarowywany wielkim uśmiechem. Jeśli ktoś zada sobie trochę trudu, żeby "porozmawiać", Krecik może się rozchichrać. Jest cudowny i mało wymagający. Póki co:). Dziabusz był podobnie niezbyt absorbujący chociaż nie aż tak radosny.
Bąbel trochę skoczył z rozwojem, ale słabo rośnie. Trzyma trochę główkę, coś tam próbuje się podnosić do siedzenia, wszystko pcha do buzi i zastanawiamy się, czy mu przypadkiem zęby nie idą, ponieważ smoczek jest oblizywany i podgryzany z każdej strony, a Młody kiepsko je. Oprócz tego, że słabo przybrał na wadze - ma 4 miesiące, a od urodzenia przytył niewiele ponad 2 kilo - to boję się, żeby jeszcze nie stracił. Z piersi trochę ciągnie, ale szybko zasypia albo wypycha sutek językiem; z butelki zjada około 80-100 ml, podczas gdy dla jego wieku porcja wynosi 200-230 ml. Muszę przeszukać bloga i sprawdzić, czy zapisałam, kiedy Dziabusz po raz pierwszy spróbował kleiku. Pamiętam, że marchewkę ze słoiczka dostał po 5 miesiącu, ale nie wiem, czy było to przed, czy po kleiku. Martwimy się z Pluszakiem, tak to już jest być rodzicem - zawsze się znajdzie powód do niepokoju:).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz