Od wczoraj nie karmię piersią. Mój pierworodny ostatni raz dostał matczyne mleko 4 lutego 2014 roku w wieku 10 miesięcy i 2 tygodni. Odstawianie przyszło nam bardzo łatwo. Przez pełne pół roku Dziabusz jadł tylko naturalne mleko, później rozpoczęliśmy rozszerzanie diety. Wtedy jeszcze ilość posiłków wynosiła 8 w ciągu doby: jedno karmienie w nocy, a potem co dwie godziny od 7 do 19. Na początku zamiast jednej porcji mleka wprowadziliśmy kleik ryżowy/kukurydziany przyrządzany na wodzie. Kiedy Klusek oswoił się z kilkoma warzywami i mięskiem zaczął dostawać posiłki stałe zamiast kolejnego karmienia piersią. W taki sposób mieliśmy już wyeliminowane dwa przystawienia do cycusia.
W pewnym momencie, kiedy dotarło do mnie, że syn sam nie zmieni ilości posiłków, jeśli ja mu nie pomogę, ograniczyliśmy ilość karmień z 7 do 5 w ciągu dnia, czyli co 3 godziny [7, 10, 13, 16, 19]. Wliczając nocną porcję mleka Dziabusz zjadał ich cztery - z samego rana, potem o 10, a o 13 i 16 kleik i "obiadek". Wybrałam taki sposób [a nie naprzemiennie mleko i stały pokarm], żeby więcej "wyprodukować" na kolację :).
Następnie wprowadziliśmy gluten i do jadłospisu mógł zostać dopisany trzeci posiłek - kasza manna [również na wodzie] łączona ze startym jabłkiem. I znowu ograniczyliśmy pracę piersi - w nocy dostawał jedną, nad ranę drugą, a wieczorem obie [mocno napełnione].
Tak to trwało przez kilka tygodni, aż postanowiłam zrobić drugie podejście do pożegnania się z podjadaniem nocami. [Nie pamiętam, czy wspominałam o pierwszej próbie. W skrócie - napoiliśmy malca wieczorem porządnie kaszą smakową, kiedy obudził się w nocy mniej więcej w porze posiłku dostał wodę. Kiedy to nie poskutkowało, podałam mu w butelce rzadki kleik ryżowy - wyduldał znaczną część, po czym tak się rozwrzeszczał, ze tylko cycek pomógł].
Nie jemy w nocy już od 3 tygodni, a kiedy któregoś wieczoru Dziabusz wzgardził piersią [o czym pisałam], stwierdziłam, że o tej porze wystarczy sama kasza, skoro i tak nią dopycham Misia po moim mleku. Zwiększyłam tylko jej ilość. Tak oto zeszliśmy do jednego karmienia, o poranku. Głównie ze względu na wygodę - nie musiałam się rozbudzać i przygotowywać śniadania w płynnej czy stałej formie. Obnażałam się jedynie jednostronnie i zasypialiśmy jeszcze wspólnie z maluszkiem [bez nocnej przekąski pierwsze śniadanie wypadało chwilę przed 6]. Przedwczoraj chciałam zrobić tak samo, jednak Klusek pociągnął trochę i odpuścił, a następnie zrezygnował ze spania [obudził się około 5.40]. Poleżeliśmy jeszcze w łóżku (a raczej ja leżałam, a on po mnie chodził i skakał) i o 7 dałam mu kleik, po czym położyłam do łóżeczka, gdzie zasnął na kolejne 1,5 godziny. Zatem wczoraj zrezygnowałam z przystawienia do piersi i po kilku nieudanych próbach uśpienia, około godziny 6 zrobiłam szybko kaszę smakową. Po wypiciu niespełna połowy wróciliśmy w objęcia Morfeusza. Półtorej godziny później Dziabusz dokończył rzadką już, bo odstałą kaszę i dość wyspani zaczęliśmy dzień.
Teraz zastanawiam się, czy reszta pokarmu ładnie mi się wchłonie i nie będzie konieczności wspomagania się tabletkami na jego spalanie. Biorąc pod uwagę łatwość całego procesu w naszym przypadku, jestem nastawiona pozytywnie:)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz