Krótki post na szybko. Kiedyś już wspominałam (kiedy prowadziłam ten blog bardziej regularnie), że jak tylko pochwaliłam jakieś kwestie związane z Dziabuszem, zaraz się to psuło, np: pisałam, że budzi się tylko raz w nocy, to wtedy zaczynał budzić się 3 czy 4 razy.
Ostatnio pisałam o odpieluchowywaniu i naszych sukcesach - że nie muszę go pilnować w nocy, bo sam sobie wędruje do toalety. I co? A no to, że chyba wręcz dzień później zaczął mi się mój kochany synek moczyć przez sen.
Zatem piszę po to, żeby odczarować urok. Ot, taki mój przesąd.
Dobranoc, suchej nocki sobie życzę.
wtorek, 22 listopada 2016
poniedziałek, 7 listopada 2016
Odpieluchowywanie od podstaw do sukcesu
Pierwsze próby wyglądały tak, że mały brzdąc chodził po domu
z gołą pupą. Jak zrobił siku na podłogę, to strasznie płakał, bo mu się
skarpetki moczyły:D. Sadzaliśmy na nocniku, ale rzadko się coś udawało. W
zasadzie Dziabusz nie lubił nocnika. Okazało się, że nie lubił TAMTEGO nocnika
i jak kupiliśmy inny, szło lepiej. Dlatego u nas pierwszym krokiem do sukcesu
był:
Mimo sporadycznych udanych, ale przypadkowych „posiedzeń”
nadal nie wychodziło reagowanie na potrzebę – gdzie stał, tam sikał. Ktoś nam
zasugerował, żeby zakładać mu majtki…
Potem pilnowaliśmy, żeby przed drzemką się wysikał, wtedy
często udało mu się przespać 2-3 godziny „na sucho”. Dopiero kiedy drzemki
mieliśmy do końca opanowane, przeszliśmy level wyżej:
Za pierwszym razem odpowiedział „dobrze”. Próbę powtórzyłam kilka tygodni później i wtedy już było:
- To dzisiaj chcę.
Byłam na pewno bardziej podekscytowana niż on. Wysikał się wieczorem, poszedł spać, a ja planowałam. Najpierw poszłam do niego koło 23:00. Wzięłam go na ręce i niosę 20 kilo i 110 cm [wtedy trochę mniej] bezwładu na muszlę klozetową. Nie pamiętam dokładnie wszystkiego. Wizyty były chyba 3 tej nocy i zdaje się, że tylko jedno sikanie.
Następnej nocy byłam mądrzejsza i przygotowałam sobie:
5. Zastępstwo nocnika. Duży plastikowy kubek z
podziałką – taki używany w kuchni do odmierzania np. mąki. Postawiłam na
parapecie i gdy przyszła pora sikania postawiłam syna na nogi, opuściłam mu
spodnie i kazałam sikać do kubeczka. Pielgrzymki do toalety się skończyły, a i
Dziabusz miał radochę sprawdzając, ile podziałek zapełnił [nazywał to piętrami
i windą].
Po kilku nocach zorientowałam się, że wystarczy Bąka
pomęczyć raz w nocy i zazwyczaj to wystarcza. Wiedziałam też, że przed 1 w nocy
nie ma co próbować, bo jeszcze nie czuje potrzeby. Nauczyłam się tego po kilku daremnych
wizytach zakończonych deklaracją smyka, że mu się nie chce siku.
6. Ostatni krok – mama nie musi wysadzać dziecka w nocy. U nas to nastąpiło samoczynnie. Pierwsza nocna wędrówka Dziabusza do wc tak mnie przeraziła, że nie mogłam później zasnąć. Jak to, wstał sam, wyszedł z pokoju, wszedł do toalety bez zapalania światła, po ciemku się wysikał, wrócił do łóżka i spał dalej? Były też przypadki, że korzystał jednak z kubeczka zostawianego na parapecie – przynosił mi go z zawartością chwaląc się, na które piętro się „wspiął”.
6. Ostatni krok – mama nie musi wysadzać dziecka w nocy. U nas to nastąpiło samoczynnie. Pierwsza nocna wędrówka Dziabusza do wc tak mnie przeraziła, że nie mogłam później zasnąć. Jak to, wstał sam, wyszedł z pokoju, wszedł do toalety bez zapalania światła, po ciemku się wysikał, wrócił do łóżka i spał dalej? Były też przypadki, że korzystał jednak z kubeczka zostawianego na parapecie – przynosił mi go z zawartością chwaląc się, na które piętro się „wspiął”.
Oczywiście nadal zdarza mu się zasikać łóżko, tak samo jak
zdarzało się przy próbach podczas drzemek. W żaden sposób mi to nie
przeszkadza. Jestem dumna, że mój maluszek staje się coraz bardziej
samodzielny. Zastanawiam się, ile czasu nam zajmie ta sama nauka z Bąblem. Póki
co czekam na ciepłe dni, żeby latał w majtkach – wszystko przed nami.
Jesień nam nie straszna
Odkąd Młody zaczął wymagać wychowywania, czyli pojawiły się pierwsze
przejawy łobuzerki, Dziabusz stał się zazdrosny o inne traktowanie [więcej
tu], a przebywanie w domu z „całą dwójką” rzadko bywało znośne. Dlatego
nasze popołudnia spędzamy najczęściej poza domem. Zazwyczaj chodzimy na
spacery. Także ostatnio, mimo jesiennej pogody, a może właśnie ze względu na
nią [nabywanie odporności?]. Wczoraj w planie było jeżdżenie autobusami –
starszy jest od kilku dobrych miesięcy zafascynowany autobusami [wcześniej były
ciuchcie, ale dużo krócej]. Od tego też zaczęliśmy – z jednego końca miasta, na
drugi i z powrotem. Później spacer z elementami wyścigów – mama jako „modelka wystartowująca”
zawodników, tata dociążony wózkiem z Bąblem, Dziabusz na prowadzeniu. Było
super, energicznie, wesoło i bardzo przyjemnie-rodzinnie. Dzidziuś też
zachwyconym „pędem we włosach”, mimo że Pluszak osiągał prędkości szybkiego
zawodowego chodziarza.
W domu kolacja, Młody [zwany ostatnio również Bombonierką] po
wyszykowaniu – do spania, a ze starszym Bąkiem jeszcze chwila przy puzzlach i
jego urocze błędy w wymowie:
- Dziabuszku, podasz mi tamten element?
- OczEwiście, że ci podam.
- A tu masz coś różowego, pewnie do którejś świnki.
- O, dziękuję, to Dziadek Wsinka. ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)