Odkąd Młody zaczął wymagać wychowywania, czyli pojawiły się pierwsze
przejawy łobuzerki, Dziabusz stał się zazdrosny o inne traktowanie [więcej
tu], a przebywanie w domu z „całą dwójką” rzadko bywało znośne. Dlatego
nasze popołudnia spędzamy najczęściej poza domem. Zazwyczaj chodzimy na
spacery. Także ostatnio, mimo jesiennej pogody, a może właśnie ze względu na
nią [nabywanie odporności?]. Wczoraj w planie było jeżdżenie autobusami –
starszy jest od kilku dobrych miesięcy zafascynowany autobusami [wcześniej były
ciuchcie, ale dużo krócej]. Od tego też zaczęliśmy – z jednego końca miasta, na
drugi i z powrotem. Później spacer z elementami wyścigów – mama jako „modelka wystartowująca”
zawodników, tata dociążony wózkiem z Bąblem, Dziabusz na prowadzeniu. Było
super, energicznie, wesoło i bardzo przyjemnie-rodzinnie. Dzidziuś też
zachwyconym „pędem we włosach”, mimo że Pluszak osiągał prędkości szybkiego
zawodowego chodziarza.
W domu kolacja, Młody [zwany ostatnio również Bombonierką] po
wyszykowaniu – do spania, a ze starszym Bąkiem jeszcze chwila przy puzzlach i
jego urocze błędy w wymowie:
- Dziabuszku, podasz mi tamten element?
- OczEwiście, że ci podam.
- A tu masz coś różowego, pewnie do którejś świnki.
- O, dziękuję, to Dziadek Wsinka. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz