piątek, 21 lutego 2014

11 miesiecy Dziabusza

Klusek ma nadal tylko dwa zęby, chociaż górne jedynki stają się coraz wyraźniejsze pod dziąsłami. Nadal chodzi przy meblach, jeździku i trzymany za ręce. Rośnie i mężnieje, ale wciąż jeśli śliczny i może uchodzić za dziewczynkę.
Jego dieta jest bardziej urozmaicona i wygląda mniej więcej tak:
Pierwsze śniadanie dostaje około 7, chyba że obudzi się później. Do niedawna był to kleik lub chlebek, ale zdecydowaliśmy się wprowadzić mu mleko modyfikowane, żeby otrzymywał odpowiednią ilość białka i wapnia, i teraz pije je z rana. Kiedy przestałam go karmić w nocy, przez pierwsze kilka dni dawałam mu jeść jak tylko się obudził, czyli nieraz nawet przed 6 ["żeby jeszcze zasnął"]. Okazało się, że nie jest to konieczne - Miś wytrzymuje do siódmej. Mogę nawet najpierw go przebrać, przewinąć, a siebie umyć i ubrać i dopiero wtedy przygotować mleko.
Drugie śniadanie o 10, to coś z tej listy:
* najczęściej kasza manna ze startym jabłkiem lub naturalnym sokiem jabłkowym [jeśli gotuję kaszę na 10-tą, to przyrządzam podwójną porcję i drugą podaję na kolację; fajne jest to, że jak do 500 ml wrzącej wody wsypię trzy łyżki kaszy, to pierwsza porcja jest dość płynna, więc smyk dostaje ją w butelce, ale ta druga, która postoi sobie przez kilka godzin - gęstnieje i podawana jest łyżeczką; trochę tak, jakby dostawał dwa inne posiłki],
* ugotowane jajko i kromka chleba,
* jogurt naturalny [taki zwykły, "dla dorosłych"] wymieszany ze zgniecioną połówką banana,
* kleik ryżowy, już większa porcja - 250 ml wody i 5 łyżek kleiku.
Obiad o 13 - słoiczek z gotowym posiłkiem albo zrobionym przeze mnie. Wycwaniłam się i robię sporą ilość, po czym dzielę na kilka takich 190 gramowych i zamrażam w czystych słoiczkach po posiłkach.
Podwieczorek o 16, to również coś z listy wymienionej przy drugim śniadaniu.
Kolacja o 19 - jeśli jest, to druga porcja kaszy manny ze startym jabłkiem lub innym owocem [już nie z sokiem]. Jeśli nie gotowałam rano, to czasem robię pojedynczą porcję na kolację albo podaję kaszę smakową - staram się korzystać z niej rzadko, gdyż jest dosładzana.
Od jakiegoś czasu Dziabusz przesypia prawie całe noce. Mam na myśli brak przebudzeń. Zaczęło się krótko po zaprzestaniu nocnych karmień i całkowitym wyeliminowaniu podawania piersi. Zazwyczaj kładziemy go spać krótko po kolacji, między 19 a 19.30. Najczęściej się to udaje, a sporadyczne przesunięcia nie mają wpływu na przebieg nocy. Rzadko zdarza się, że Klusek zapłacze w okolicach 22, wtedy najczęściej jeszcze nie śpię, więc nie traktuję tego, jako "nocne wstawanie". A Czupurek od razu zasypia, po podaniu wody i smoczka.
Noc upływa w głębokim, spokojnym śnie i dopiero wcześnie rano nasz syn go przerywa. Czasem zaczynamy z maluchem dzień około godziny 6.30, ale równie często [jeśli nie częściej] następuje pobudka w porze szykowania się Pluszaka do pracy [5-5.30]. I tu można wyróżnić trzy scenariusze dalszego ciągu:
1. Dziabusz budzi się na chwilę, a po napiciu się i zassaniu smoka znów zasypia [śpi do około 6.30-7].
2. Rozbudza się bardziej i nabiera chęci do zabawy z Pluszakiem, a po jego wyjściu znów próbujemy wspólnie, w dużym łóżku zapaść w sen. Śpimy do 7.30-8. Coraz rzadziej się to udaje, raczej wtedy następuje to, co w punkcie 3.
3. Wszelkie próby ponownego uśpienia Misia kończą się jeszcze większą aktywnością z jego strony. Rozpoczynamy wtedy dzień, ale po śniadaniu ponownie kładę Kluska do jego łóżeczka, gdzie dosypia jeszcze 1-1,5 godziny.

Jego rozwój motoryczny jest fascynujący. Pisałam wcześniej o chodzeniu, tańczeniu, i dzwonieniu. Teraz jeszcze mogę dodać "odkładanie". Nazwałabym to porządkami, jednak to określenie zarezerwowaliśmy już dla przerzucania zabawek z jednej strony na drugą, najczęściej za siebie. "Odkładanie" polega na znajdowaniu odpowiedniego miejsca dla poszczególnych rzeczy. Odpowiedniego oczywiście zdaniem Dziabusza, chociaż często jest to oceniane bardzo trafnie.
Odkładanie dotyczy głównie przedmiotów, chociaż zaraz napiszę też o jedzeniu. Najczęściej są to próby nasadzenia pokrywki, zakrętki, zatyczki na szyjkę lub gwint. Bawi się tak ze swoimi butelkami, butelkami po napojach, słoiczkami i atomizerami kropli.
Teraz o pożywieniu - kiedy Dziabusz dostaje chrupki, biszkopta, chleb czy "kartonowe" pieczywo, stara się sprowadzić to, czego nie wepchnął do buzi do formy, która zmieści się w jego pięściach. Wtedy może bez przeszkód się przemieszczać nie porzucając przy tym tego, na czym najbardziej mu zależy. Kiedy widzi, że ktoś coś je, to mimo posiadania całych garści żarcia zjawia się "na żebry". Wyciąga wtedy łapkę w kierunku spożywanych smakołyków i czasami próbuje się wymieniać. Potrafi odłożyć na talerz, blat ławy albo nawet podsuniętą mu kanapkę to, co akurat ma w dłoni, a czasem nawet wyciągnąć jeszcze całą oślinioną i rozmiękczoną piętkę z buzi. Już po sekundzie zabiera to z powrotem albo wgryza się w kromkę, która posłużyła za podstawkę dla przeżutej papki, lub też sięga po cokolwiek dającego się zjeść a znajdującego się w pobliżu.
Potrafi się jednak również dzielić. Oblizując pięści, z których wystają wyciśnięte fragmenty chleba, ziemniaka czy banana spogląda na niejedzące osoby i podsuwa im pod nos swoje skarby. Jest to niemal wzruszające:).

Od dwóch dni jesteśmy z Dziabuszem przeziębieni. Zaraził nas Pluszak, który w czwartek przyszedł z pracy z początkami kataru. Dzisiejsza noc była normalna, ale poprzednia - fatalna. Około 22 wypędziłam Pluszaka do salonu na rozkładany materacowy łóżko-fotel, a na jego miejsce wzięłam płaczącego Kluska. Udało nam się zasnąć i w sumie maluszek nie był zbyt uciążliwy [przez resztę nocy podbudził się może ze dwa razy, ale szybko zasnął], jednak powrót Pluszaka o 2 skutkował bardzo lekkim snem w moim przypadku. Bałam się, że przyciśnie małego Misia niedźwiedzią łapą albo szturchnie łokciem, więc na każdy ruch zrywałam się gotowa bronić Czupurka. Dziś spaliśmy już normalnie, a wyjaśnienie trudów poprzedniej nocy jest bardzo proste. Kiedy u Dziabuszka pojawił się lejący katar uznałam [błędnie], że do spania ubiorę go w cieplejszą piżamę, zwłaszcza, że odkrywa się podczas snu. Jemu jednak najwyraźniej było za gorąco, wskazuje na to dzisiejsza przespana w całości noc - w normalnej piżamie:).

sobota, 15 lutego 2014

Pierwsza noc Dziabusza bez mamy

Wczorajszy walentynkowy wieczór zdecydowaliśmy się z Pluszakiem spędzić wspólnie z sąsiadami i ich 3 miesięczną "narzeczoną Dziabusza". Dziadkowie Kluska zgodzili się go przejąć od około 13, zatem spotkanie zostało zaplanowane na 15. Babcia zaproponowała, żeby smyk został u nich na noc i nie straszne jej były potencjalne pobudki. Stwierdziła, że da radę. Muszę przyznać, że podczas popijania "winka" typu Special Cherry czy inny Edelkirsch 14,5 %, nie odczuwałam większego niepokoju o malca. Jedynym istotnym elementem, który tkwił mi w głowie podczas przekazywania synka była suczka rasy "owczarek niemiecki +" [mieszaniec], która mimo sympatii do dzieci odczuwa przecież również zazdrość.
Po powrocie od sąsiadów obgadaliśmy uroki spędzonego wspólnie z nimi czasu, po czym Pluszak zasnął, a ja zadzwoniłam po raport do babci Dziabusza. Okazało się, że nie chciał spać o standardowej porze [co się zdarza co jakiś czas], bawił się na łóżku z misiami i suczką i w końcu padł przy włączonym świetle i grającym telewizorze. Został przetransportowany do łóżeczka, a rano dowiedziałam się, że wstał na dobre o 5 i jak tylko zobaczył psa stało się jasne, że już do spania nie wróci.
Około 10 pojechałam po syna, który nie zmienił wyrazu twarzy na mój widok. Zasnął w aucie, obudził się w swoim pokoju po ponad 2,5 godziny, zjadł kleik i zachowywał się, jakby nic się nie wydarzyło. Chwilę później znów wylądowaliśmy w samochodzie, a następnie u drugich dziadków Dziabusza. Dziś już wróci do domu na noc, ale póki co dobrze wykorzystujemy z Pluszakiem ofiarowany nam czas wolny, który upływa głównie na lenistwie i oglądaniu filmów.
Bardzo udany walentynkowy weekend:). Chociaż tęsknię już za łobuziakiem, to cieszę się ogromnie, że mamy tak nieocenioną pomoc.

piątek, 7 lutego 2014

Tance, hulanki, swawola

Od kilku dni nasz mały gadżeciarz-elektronik umie się posługiwać telefonem. No, może nie do końca, ale doskonale zdaje sobie sprawę, do czego służy słuchawka. Trochę nieporadnie, ale ewidentnie przykłada sobie komórkę do ucha i próbuje naśladować "halo". Za pierwszym razem było to niemal "alo", ale później i nadal słychać jednak bardziej długie "o":). Wciska też wszystkie możliwe klawisze, najchętniej po kilka naraz. Udało mu się przypadkowo zrobić całkiem niezłe zdjęcie jednego z pluszowych kotów, a nawet wcisnąć "997", nie mam pojęcia w jaki sposób! Na szczęście w porę przejęłam telefon.
Bardzo mnie cieszy, że Dziabusz wynajduje sobie zabawy i zabawki, potrafi sam się sobą zająć [oczywiście nie zawsze] i niezmiennie jest zafascynowany otaczającym go światem. A do tego wciąż nie traci zainteresowania czajnikiem elektrycznym:). Nie kwapi się natomiast do samodzielnego chodzenia. Przy ławie, ścianie, fotelach itp. - owszem. Podtrzymywany za rączki - bardzo chętnie. Ale kiedy stał przy pufie, a ja kusiłam go jedzeniem, nawet nie spróbował pokonać tych 3-4 dzielących nas kroków, tylko bardzo pewnie opuścił się na kolanka i przyraczkował po smakołyk. Absolutnie mnie to nie martwi, po prostu pogoda coraz ładniejsza [oby tak dalej], a Klusek nadal pod koniec spacerów marudny, więc umiejętność chodzenia byłaby miłym urozmaiceniem.
Póki co wystarcza nam huśtawka, a od dziś również ślizgawka. Ile radości sprawiło Misiowi zjeżdżanie po pochyłej powierzchni - czuję to w kręgosłupie:). Jak tylko przerywałam Dziabusz głośno się upominał. Na szczęście nie było histerii po opuszczeniu placu zabaw.
Nawiązując jeszcze do nieumiejętności samodzielnego chodzenia wspomnę o gwiazdkowym prezencie od chrzestnej. Jest to tzw. chodzik-pchacz. O tego typu "zabawkach edukacyjnych" pisałam tutaj. W otrzymanym egzemplarzu przyblokowała tylne kółka, ale na parkiecie i tak się ślizgają. Początkowo Miś bał się i był nieufny. Później się sam zaczął oswajać, dotykać, popychać po trochę idąc na kolanach. Po kilku dnia odważył się zrobić parę kroków, a teraz już śmiga, zakręca, wycofuje i manewruje jak zawodowiec. Jego pomocnik wygląda tak, tylko ma inne kolory:
Inny ze sprzętów należących do Dziabusza - krzesełko do karmienia, popadł w niełaskę. Mały odkrywca nudzi się siedząc w miejscu, wierci, złości i nie chce jeść. Obecnie pory posiłków to mama siedząca na fotelu i wyciągająca łyżkę do krążącego w okolicach ławy, sofy, fotela, rozłożonego krzesełka do karmienia Kluska, który co jakiś czas łaskawie otworzy buzię. Na szczęście robi to wtedy bardzo szeroko i dostaje od razu kopiastą porcję. Nie wiem, czy już zupełnie pozbyć się tego mebla wywożąc do Dziabusza dziadków, czy dać mu szansę za jakiś czas. Na razie stoi i nikomu nie wadzi, gdyż ma ładnie wygospodarowany kącik. Niestety Miś często się zapędza w tamte rejony, a krzesełko traktuje jak ściankę wspinaczkową. A dziś wdrapał się na nasze łóżko w sypialni. Pomogło prześcieradło, które mocno chwycił w łapkę.
Jeszcze jedna umiejętność wywołuje uśmiech - dziabuszowe tańce. Chyba wszystkie dzieci na początku tańczą podobnie, bioderka w prawo, bioderka w lewo. Klusek dotychczas poruszał pupą w przód i w tył, co nie można było raczej nazwać tym mianem;). Od niedawna buja się na boki, więc oficjalnie tańczy. W połączeniu z jego bardzo dawno opanowanymi umiejętnościami wokalnymi [autentycznie zmienia wysokość i długość dźwięku w zależności od melodii] powstaje słodki show na miarę "Od przedszkola do Opola" w wersji dla niemowląt.
Poza tym wszystkim jest nieznośny! Krzyczy na wszystko - jak jest zły, jak jest podniecony, jak czegoś chce, jak jest zadowolony. Podobno to taki okres. Oby! Oczywiście dwuzębny uśmiech rozbraja mimo pękającej od wrzasków głowy.

czwartek, 6 lutego 2014

Wolnosc cyckom:), czyli koniec karmienia piersia

Od wczoraj nie karmię piersią. Mój pierworodny ostatni raz dostał matczyne mleko 4 lutego 2014 roku w wieku 10 miesięcy i 2 tygodni. Odstawianie przyszło nam bardzo łatwo. Przez pełne pół roku Dziabusz jadł tylko naturalne mleko, później rozpoczęliśmy rozszerzanie diety. Wtedy jeszcze ilość posiłków wynosiła 8 w ciągu doby: jedno karmienie w nocy, a potem co dwie godziny od 7 do 19. Na początku zamiast jednej porcji mleka wprowadziliśmy kleik ryżowy/kukurydziany przyrządzany na wodzie. Kiedy Klusek oswoił się z kilkoma warzywami i mięskiem zaczął dostawać posiłki stałe zamiast kolejnego karmienia piersią. W taki sposób mieliśmy już wyeliminowane dwa przystawienia do cycusia.
W pewnym momencie, kiedy dotarło do mnie, że syn sam nie zmieni ilości posiłków, jeśli ja mu nie pomogę, ograniczyliśmy ilość karmień z 7 do 5 w ciągu dnia, czyli co 3 godziny [7, 10, 13, 16, 19]. Wliczając nocną porcję mleka Dziabusz zjadał ich cztery - z samego rana, potem o 10, a o 13 i 16 kleik i "obiadek". Wybrałam taki sposób [a nie naprzemiennie mleko i stały pokarm], żeby więcej "wyprodukować" na kolację :).
Następnie wprowadziliśmy gluten i do jadłospisu mógł zostać dopisany trzeci posiłek - kasza manna [również na wodzie] łączona ze startym jabłkiem. I znowu ograniczyliśmy pracę piersi - w nocy dostawał jedną, nad ranę drugą, a wieczorem obie [mocno napełnione].
Tak to trwało przez kilka tygodni, aż postanowiłam zrobić drugie podejście do pożegnania się z podjadaniem nocami. [Nie pamiętam, czy wspominałam o pierwszej próbie. W skrócie - napoiliśmy malca wieczorem porządnie kaszą smakową, kiedy obudził się w nocy mniej więcej w porze posiłku dostał wodę. Kiedy to nie poskutkowało, podałam mu w butelce rzadki kleik ryżowy - wyduldał znaczną część, po czym tak się rozwrzeszczał, ze tylko cycek pomógł].
Nie jemy w nocy już od 3 tygodni, a kiedy któregoś wieczoru Dziabusz wzgardził piersią [o czym pisałam], stwierdziłam, że o tej porze wystarczy sama kasza, skoro i tak nią dopycham Misia po moim mleku. Zwiększyłam tylko jej ilość. Tak oto zeszliśmy do jednego karmienia, o poranku. Głównie ze względu na wygodę - nie musiałam się rozbudzać i przygotowywać śniadania w płynnej czy stałej formie. Obnażałam się jedynie jednostronnie i zasypialiśmy jeszcze wspólnie z maluszkiem [bez nocnej przekąski pierwsze śniadanie wypadało chwilę przed 6]. Przedwczoraj chciałam zrobić tak samo, jednak Klusek pociągnął trochę i odpuścił, a następnie zrezygnował ze spania [obudził się około 5.40]. Poleżeliśmy jeszcze w łóżku (a raczej ja leżałam, a on po mnie chodził i skakał) i o 7 dałam mu kleik, po czym położyłam do łóżeczka, gdzie zasnął na kolejne 1,5 godziny. Zatem wczoraj zrezygnowałam z przystawienia do piersi i po kilku nieudanych próbach uśpienia, około godziny 6 zrobiłam szybko kaszę smakową. Po wypiciu niespełna połowy wróciliśmy w objęcia Morfeusza. Półtorej godziny później Dziabusz dokończył rzadką już, bo odstałą kaszę i dość wyspani zaczęliśmy dzień.
Teraz zastanawiam się, czy reszta pokarmu ładnie mi się wchłonie i nie będzie konieczności wspomagania się tabletkami na jego spalanie. Biorąc pod uwagę łatwość całego procesu w naszym przypadku, jestem nastawiona pozytywnie:)>

wtorek, 4 lutego 2014

Wybór idealnego wózka. Raz a dobrze?

Przed narodzinami naszego Czupurka długo oglądałam i oceniałam wózki wielofunkcyjne. Wydawały się one najlepszą opcją. "Przecież wszyscy tak robią". Tylko nieliczne opinie sugerowały rozważenie zakupu samego wózka głębokiego, a następnie przeniesienie się do lżejszej spacerówki lub nawet tzw. parasolki. Bez dłuższych rozważań zdecydowaliśmy się na 3w1. Mieliśmy kilka istotnych założeń:
* przede wszystkim - musi mieć wysoką, regulowaną rączkę [ja mam 180 cm, Pluszak - 192],
* po drugie gondola ma być długa i obszerna [prawdopodobnie po takich rodzicach maleństwo też będzie duże],
* do tego koniecznie obrotowe przednie [pompowane] kółka, no i żeby ogólnie się nam podobał.
Miałam sporo typów w dość dużej rozpiętości cenowej. Wózek miał być prezentem od przyszłych dziadków, więc mogliśmy odrobinę poszaleć kwotowo, ale oczywiście bez przesady. Stwierdziliśmy zatem, że nie patrzymy na tańsze niż 2000 [bo pewnie gorszej jakości] i droższe niż 4000, ale te tylko w przypadku gdyby były po prostu idealne i tyle warte. Już nie pamiętam, jakie modele mi się spodobały, tak czy inaczej nasz zakup nie miał nic wspólnego z opisanymi założeniami.
Weszliśmy do sklepu, poprosiliśmy o pokazanie kilku wózków i kiedy Pluszak zobaczył nasz - Bexa B4X powiedział, że ma "zajebiste felgi" i że go bierzemy:). Ten model nie jest szczególnie wysoki [powiedzmy, że jest standardowy, ale bywają wyższe, a przecież na tym nam zależało najbardziej]. Gondola nienajgorsza rozmiarowo, w każdym razie doszliśmy do wniosku, że skoro nasz potomek urodzi się pod koniec marca, to i tak do zimy wyrośnie z jakiejkolwiek gondoli, więc ten wymóg poszedł w zapomnienie. Koła na szczęście ma obrotowe, a jeśli chodzi o wygląd, to stwierdzenie Pluszaka wystarczy za odpowiedź. Natomiast półka cenowa to jedna z niższych - wózek 2w1 kosztował 1199 zł, fotelik dokupiliśmy osobno, bo chcieliśmy maxi-cosi.

Moje poszukiwania okazały się więc jedynie "rozrywką". Na szczęście z wózka jesteśmy zadowoleni. Mógłby posłużyć jeszcze długo, ale jakoś tak mnie korciło, żeby sprawić sobie spacerówkę mniejszą, lżejszą i, co najważniejsze, składaną jedną ręką. Przy tym kolosie muszę najpierw wypiąć górę, odłożyć, potem odbezpieczyć stelaż, złapać za dwa uchwyty, "złamać" i złożyć do samego dołu. Nie robię tego często, nie muszę dźwigać wózka, znosić czy wnosić, jednak czasem trzeba go ze sobą zabrać do auta, wtedy mimo ogromnego bagażnika wkładamy do niego tylko stelaż [reszta też by się zmieściła, ale trzeba wtedy trochę poregulować oparcie, podnóżek, rączkę do prowadzenia], a górną część, czyli spacerówkę wsadzamy na przednie siedzenie pasażera. Te czynności oraz, przyznaję, chęć jakiejś zmiany, poskutkowały nowymi poszukiwaniami wózka idealnego.
Tu muszę zaznaczyć, że rady dotyczące zakupu samego wózka głębokiego, a po nim spacerowego nie sprawdziłyby się w naszym przypadku - Dziabusz korzystał z gondoli 3, może 4 miesiące, nie więcej. Potem przeszliśmy na rozłożoną do pozycji prawie leżącej spacerówkę.
Wśród spacerówek odkryłam dwa typy - parasolki i te inne:), nie wiem, czy mają jakąś fachową nazwę. Pluszak długo nie wiedział, o co chodzi z "parasolką", myślał, że chcę kupić wózek, który ma w składzie to akcesorium. Wytłumaczyłam mu, że chodzi o sposób składania i też trochę wygląd po złożeniu. Tym razem również mieliśmy wymagania: znów wysoka rączka do prowadzenia i wysokie oparcie oraz obszerne siedzisko, wszak planujemy, że to będzie ostatni wózek, a Dziabusz już jest ponadprzeciętnego wzrostu. No i oczywiście prostota składania, bo przez to przecież zmieniamy wózek. Aspekt cenowy też zaistniał, górna granica - 500 zł.
Znalazło się kilka typów. Ja wybrałam najpierw Quinny Zapp. Cena: od 489 zł.
Choć nie chciałam trójkołowca, to ten mnie urzekł. Odpadł, bo ma zbyt wąski podnóżek.
Następnie polski Quatro Royce. Około 350-400 zł.
Wydaje się masywniejszy od parasolek, które sprawiają wrażenie, jakby miały się zaraz powyginać. Niestety w większości oceniany negatywnie, tez odpadł.
W międzyczasie Pluszak zbierał swoje typy zauważając przy okazji, że szukałam parasolek, a wybieram coś innego. On zaproponował trzy wózki:
1. Chicco Multiway Evo. Około 500 zł.


2. Inglesina Trip. Powyżej limitu ceny - od 700 zł.
3. Espiro Vayo. Od 355 zł.


Idąc tym tropem powróciłam do ustalonej kategorii i również coś wytypowałam. Bomiko model XL. Cena: 320 zł.
Przekopawszy się przez dziesiątki modeli, żeby znaleźć tylko kilka z wystarczająco wysokim oparciem pojechaliśmy do sklepu na konfrontację. Po obejrzeniu naszych typów na żywo i wypróbowaniu ich w akcji z Dziabuszem na pokładzie [niestety tylko na gładkiej podłodze] wyszliśmy z nazwą wózka i zamiarem jego kupna. Jak się można domyślić wybór nie spełnia określonych wytycznych:). Na szczęście ma sporo miejsca dla pasażera i rączkę odrobinę wyższą od obecnie używanego pojazdu. Natomiast ani nie jest parasolką, ani nie kosztuje maksymalnie 500 zł. Nasz wózek to Britax B-Motion 4 [kolor czarny].
Można go kupić na allegro za 999 zł [przesyłka gratis]. My woleliśmy zamówić w sklepie. W razie awarii dostaniemy zastępczy. Już wyjaśniam naszą decyzję [znów trochę poddałam się Pluszakowi, jak przy pierwszym].

Najpierw plusy: Co prawda oparcie nie ma 50 cm wysokości, jak wcześniej wymienione modele, ale ma 47, a to już o 5 cm więcej niż w obecnej spacerówce. Szerokość siedziska całkiem całkiem, podobno 33-34 cm, zmierzymy po odbiorze. Pompowane [tylne duże] koła, co według opinii rodziców użytkujących i takie i plastikowe/piankowe robi wielką różnicę. Amortyzacja. Rączka regulowana, wysokość oparcia również [niestety paskami, chociaż może okaże się to wygodne?] do pozycji leżącej - odpowiednie dla dzieci od urodzenia do 17 kg. Kieszenie z tyłu budki, super rozwiązanie zamiast torby. Demontowana barierka ochronna [nie wszystkie tak mają, niektóre są podnoszone, więc starsze, wyższe dzieci przy wchodzeniu i wychodzeniu zahaczają głową]. System CLICK&GO - chodzi o adaptery do fotelika. Są one sprzedawane w zestawie z wózkiem. Teraz nie będą nam potrzebne, nasz syn nie korzysta już z fotelika-nosidełka, ale jeszcze o tym napiszę.
Zdejmowany wodoodporny daszek, dość mocno zasłaniający dziecko. Tu na minus mogę wskazać, że w daszek wbudowana jest siatka - w miejscu poszerzenia. Jeśli ma on chronić dziecko podczas deszczu, to jest to niezbyt przemyślane rozwiązanie. To tak trochę, żeby się przyczepić, teoretycznie mogę założyć folię przeciwdeszczową lub ten fragment daszka czymś zasłonić albo po prostu go nie rozpinać, wtedy będzie takiej długości jak na zdjęciu.
Kosz na zakupy ani duży ani mały, dostęp też niespecjalny, podobnie jak mam teraz, więc ani plus, ani minus.

To teraz trochę minusów: wspomniane regulowanie oparcia na pasach - chociaż nie będę się nastawiać negatywnie, może mi się spodoba. Również już opisana wyżej siatka w rozłożonym daszku. Rączka do prowadzenia jest chyba piankowa [nie mam pewności]. Brak pałąka między nogi przy barierce ochronnej. Niby są pasy i w zasadzie dla niektórych barierka w ogóle nie musi istnieć, ja jednak wolę barierkę i pałąk zamiast pasów, jako formę zabezpieczenia. Stosowanie naramiennej części pasów jest dla mnie zupełnie niefunkcjonalne. Można tak przypiąć dziecko kiedy się nie rusza, czyli najczęściej kiedy śpi:), a wtedy nie jest to potrzebne. Przy ruchliwych ciekawych świata szkrabach stosowanie górnej części pasów to więzienie ich, krępowane, ograniczanie swobody ruchów. W przypadku Dziabusza kończy się wrzaskiem. A biorąc pod uwagę, że oparcia nie da się ustawić do pozycji całkowicie pionowej [chyba żaden wózek nie ma takiej?], to chęć stosowania pięciopunktowych pasów bezpieczeństwa wymaga podjęcia decyzji czy blokujemy dziecko w półsiadzie czy luzujemy pasy i pozwalamy im swobodnie przytrzymywać malucha. U nas skończy się na wypięciu górnych pasków i zapinaniu tylko w trzech punktach, tak jak obecnie. I największy minus dla mnie, choć może dla wielu nie ma znaczenia - podnóżek. Teoretycznie jest regulowany. Może być ustawiony jak na powyższym zdjęciu, można też "wypchnąć" go ręką od dołu tworząc taki jakby pagórek z materiału. Śmieszne rozwiązanie. W każdym razie nie da się podnóżkiem przedłużyć powierzchni do leżenia.

Podsumowując wymienię najistotniejsze cechy, które skłoniły nas do podjęcia decyzji o zakupie. Wózek jest przeznaczony już dla noworodków. Można nabyć tzw. miękką gondolę [widać to na filmie niżej], ale gdyby pozycja leżąca w spacerówce nie spełniła oczekiwań przy braciszku lub siostrzyczce Kluska, to można dokupić do niego również tradycyjną gondolę, którą zakłada się na metalowy stelaż powstały po odpięciu materiału tworzącego spacerówkę. Jeśli ktoś się na to zdecyduje, to otrzymuje wózek wielofunkcyjny [adaptery do fotelika samochodowego są już w zestawie], przy czym jest on lżejszy [cała spacerówka waży 10,5 kg, może nie jest to oszałamiający wynik, ale to sprawka pompowanych kół, na piankowych waży 8 kilo] i składa się jedną ręką, a wtedy jego małe wymiary również zdecydowanie wygrywają ze standardowymi 2w1 i 3w1.
Gdybyśmy jeszcze raz mieli decydować o wyborze wózka "na lata", to zamiast BEXY od razu kupilibyśmy coś w stylu B-Motion. Muszę jednak wspomnieć o istotnej różnicy in minus - wózki wielofunkcyjne pozwalają na montowanie fotela i gondoli przodem lub tyłem do kierunku jazdy. W Britaxie nie ma takiej możliwości jeśli chodzi o spacerówkę. Nie wiem jak się mają sprawy w przypadku gondoli, może można montować ją w dwóch kierunkach, nie znalazłam żadnej informacji na ten temat.
Wszystko to na razie "na sucho". Oby dobrze się jeździło. W poniższym filmie jest fragment obrazujący sposób składania.

Jako ciekawostkę jeszcze wkleję zdjęcie wózka, który kupilibyśmy zamiast B-Motion gdyby nie to, że jest wąski w miejscu pleców dziecka. Mi się bardzo spodobał, a Pluszak był skłonny się zgodzić. Również można potraktować go jako wózek wielofunkcyjny, a obecnie jest w promocyjnej cenie 999 zł, czyli tak jak Britax. Nazywa się Micralite TORO Exclusive.
Jeszcze oryginalniejszy jest model Super-lite.