Wczoraj [10 lipca] Czupurek przeżył swoje pierwsze szczepienie [nie licząc tych w szpitalu, na które nie mieliśmy wpływu]. Dostał zastrzyk standardowo - w udo. Pediatra pochwaliła, że jest dzielny. Na pewno wszystkim tak mówi, ale upierała się, że naprawdę. Obserwowaliśmy maluszka, zachowywał się jak zwykle. Nie był bardziej śpiący, ani bardziej rozdrażniony. Mniej też nie:). Oby tak dalej. Nie mam pojęcia, czy niebezpieczeństwo mija pierwszego dnia, czy w ciągu kilku następnych też mogą wystąpić jakieś niedyspozycje czy gorączka [tfu tfu].
W pewnym momencie zabawy, kiedy zagadywałam Dziabusza i szczerzyłam do niego zęby w nieustającym uśmiechu, zaśmiał się w głos. Krótko, ale wyraźnie. To było genialne:). Zastanawiam się, kiedy wejdzie mu to w nawyk i stanie się tak częste, jak codzienne gadulstwo i radosna buźka. Jak na razie był to jednorazowy "wybryk".
Dziś z kolei oparłam Kluska plecami o moją klatkę piersiową. Byłam w pozycji pół siedzącej, lekko nachylona do tył, a on zaczął ciągnąć główkę do przodu w czymś na kształt ćwiczenia brzuszków [tyle, że nie z pozycji leżącej] i "posadził" się na moich kolanach. Wytrzymał by tak pewnie dość długo, bo jak już jest "pionowy", to kudłatą główkę utrzymuje, choć go to męczy, jednak wczorajsza wizyta u pediatry przyniosła kilka odpowiedzi, w tym na pytanie, czy można już sadzać maleństwo podparte poduszkami - nie można. Grzecznie zatem zmieniłam ułożenie synka, ale z niecierpliwością czekam na moment, kiedy zacznie już siadać. Kiedy to nastąpi, pewnie będę chciała, żeby chodził. Na ten moment wolę siadanie:).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz