piątek, 31 maja 2013
Głużenie
Myślałam, że to się nazywa gurzenie albo gorzenie. Głużenie to pierwsze dźwięki maleństwa inne niż krzyk i płacz:). U Czupurka zaczęło się w trakcie drugiego miesiąca od pojedynczych "a-gi" co kilka dni i rozwinęło do kilku razy dziennie i szerszej gamy [a-gu]. Uwielbiam to! Gadam do Kluska jak wariatka tym jego niemowlęcym językiem, a on mi odpowiada i coraz częściej się przy tym uśmiecha. Zauważyłam, że Pluszak i jego tata nie fascynują się głużeniem tak jak ja i mama Pluszaka. Może to zależy od płci i instynktu macierzyńskiego? Tak czy inaczej te śpiewne odgłosy są przecudowne i takie niewinne. Aż trudno uwierzyć, że te słodkie usteczka potrafią też okropnie wrzeszczeć.
Bioderka - groźny wpływ poduszki frejki
Na wizycie patronażowej doktor stwierdziła u Kluska słabe odwodzenie bioderek. Zaleciła tzw. pieluchowanie i skierowała do poradni preluksacyjnej. Późniejsze spotkanie z fizykoterapeutką potwierdziło diagnozę doktor.
Zdjęcie ze strony www.hafija.pl
Konsultacja u specjalisty owocowała zakupem poduszki frejki i skazała nas na ograniczenie bliskości, brak możliwości kładzenia na brzuszku, kłopotliwość w noszeniu dzidziusia i znaczne utrudnienia podczas przewijania.
Zdjęcie ze strony www.hafija.pl
Konsultacja u specjalisty owocowała zakupem poduszki frejki i skazała nas na ograniczenie bliskości, brak możliwości kładzenia na brzuszku, kłopotliwość w noszeniu dzidziusia i znaczne utrudnienia podczas przewijania.
Poduszka miała być noszona przez Kluska całą dobę i ściągana na dłużej jedynie na czas kąpieli. Jak widać na pierwszym zdjęciu, szelki w poduszce nie są przyjazne. Żeby się nie zsuwały z ramion, skrzyżowałam je na plecach. Widoczne metalowe sprzączki znajdują się z tyłu poduszki, żeby przeplecione przez nie pasy szelek nie plątały się z przodu i nie przeszkadzały dziecku jeszcze bardziej. Z tego powodu ściąganie poduszki do zmiany pieluchy były mordęgą - najpierw ściągnąć szelki z ramionek, potem wysunąć poduszkę z ud, przesunąć szelki niżej, znowu wysunąć bardziej pieluchę itd, aż się udało całkiem ściągnąć bez szkodzenia Kluskowi.
Z zakładaniem było jeszcze trudniej. Najpierw szelki przez nóżki, potem jedną nogę przełożyć przez poduszkę, przy przekładaniu drugiej, pierwszą synek próbował wyciągnąć. Jak już nóżki przełożone, to trzeba pod pupkę wsunąć pamiętając cały czas o podciąganiu stopniowo szelek.
W końcu po dwóch dniach wymyśliłam, jak sobie pomóc. Odcięłam z przodu szelki, wewnątrz poduszki wszyłam guziki, w szelkach zrobiłam dziurki [przypaliłam materiał dookoła dziurek, żeby się nie rozpruły] i dzięki temu nie musiałam ściągać poduszki, tylko odpinałam szelki i odciągałam przód poduszki. Maluszek nadal na niej leżał, a po zmianie pieluchy wkładałam poduszkę między kolanka i zapinałam szelki. Było to o niebo wygodniejsze i dla mnie, i dla synka.
W naszym przypadku Czupurkowi bardzo to ustrojstwo przeszkadzało, wpadał w histerię, strasznie krzyczał i bardzo się pocił z tego wrzasku. Dość szybko się przyzwyczaił, ale różni fizykoterapeuci twierdzą, że dla dziecka nie powinno być różnicy po wprowadzeniu poduszki.
Zalecenia specjalisty określały okres stosowania poduszki na jeden miesiąc, po którym mieliśmy zrobić USG i przyjść na kontrolę. Zadzwoniłam do terapeutki, u której byliśmy wcześniej i powiedziałam, jakie są wskazania. Stwierdziła, że wprowadzanie frejki przed wykonaniem USG może bardziej zaszkodzić niż pomóc i że miała kilku małych pacjentów z wywichnięciem biodra spowodowanym poduszką. Zaproponowała powrót do pieluchowania.
W związku z tym, że nie uważałam jej za alfę i omegę, nie posłuchaliśmy rady i smyk nadal nosił poduszkę. Po tygodniu męczarni brząc zasikał poduszkę, więc zdjęłam pokrowiec, szybko wyprałam i powiesiłam do wyschnięcia, a z Kluskiem poszliśmy na spacer bez frejki. W końcu mogłam go położyć na boczku, bo przecież w poduszce się nie da. I właśnie wtedy zdecydowałam, że poduszka idzie w odstawkę i nigdy więcej nie założę jej synowi. A to dlatego, że pomimo braku usztywnienia pomiędzy nóżkami [miał tylko pampersa i cienkie body], podczas leżenia na boku, noga, która była na górze wisiała w powietrzu tak, jakby coś ją podtrzymywało. Przeraziłam się. Do końca dnia nóżki się "naprawiły", ale coś, według mnie, było nie w porządku, skoro tak to wyglądało. Wróciliśmy do szerokiego pieluchowania.
Badanie USG zrobiliśmy po około 2,5 tygodnia od wizyty w poradni preluksacyjnej, czyli w okresie pomiędzy 6 a 8 tygodniem życia dziecka [podobno wtedy takie badanie jest najbardziej celowe i miarodajne]. Ortopeda obejrzał wyniki i ocenił, że jest nieźle i teraz wystarczy już pieluchowanie. Jak tu wierzyć lekarzom?
wtorek, 28 maja 2013
Przesypianie nocy i spanie we własnym pokoju
W mądrej książce Pluszak wyczytał, że "od trzeciego miesiąca niektóre niemowlęta (...) zwykle przesypiają noc, budząc się średnio po sześciu godzinach" oraz, że "zgodnie z procesem metabolizmu, niemowlętom ważącym co najmniej 5 kg nocny posiłek nie jest wcale potrzebny, a czy go dostają czy nie - to już zupełnie inne zagadnienie". Nasz olbrzym waży ponad 5 kg i był karmiony w nocy dwa razy. Do momentu przeczytania wspomnianego rozdziału:). Dotychczas zaczynał marudzić około 1-2 w nocy i drugi raz ok. 4-5 rano. A potem już wstawaliśmy godzina 7-8. Zgodnie z radami w książce postanowiłam nie reagować na mruczenie, przeciąganie, stękanie itp. i czekać aż do płaczu. Dzięki temu odkryłam, że pierwsze nocne karmienie nie jest potrzebne!
Pierwszej nocy był karmiony o 4.30, drugiej o 3.30, a trzeciej tuż po 2. Bałam się, że to będzie ostatnia noc z jednym karmieniem, ale wtedy zdecydowaliśmy o przeniesieniu naszego cudu do oddzielnego pokoju z myślą, że jak będzie dalej od "mleczarni" i nie będzie czuł zapachu rodziców i jedzenia, to będzie się jeszcze spokojniej spało i jemu i nam.
Nasz brzdąc od urodzenia spał w wiklinowym koszu zwanym koszem Mojżesza, który stał na stelażu po mojej stronie łóżka.
Klusek jest dość długi i szybko rośnie, więc zastanawialiśmy się ile jeszcze będzie się mieścił. To świetny wynalazek, genialny na podróż, zajmuje mało miejsca, łatwo się przenosi. Jak idziemy w odwiedziny do kogoś, to zabieramy ze sobą kosz [bez stelaża] i nie musimy się martwić gdzie położyć malucha i czy nie spadnie. W ciągu dnia również w domu przenosimy sam kosz do salonu i brzdąc jest z nami.
W jedynej książce, jaką mamy piszą, że przeniesienia dziecka do jego pokoju najłatwiej dokonać przed ukończeniem trzeciego miesiąca, kiedy jeszcze nie ma umiejętności przyzwyczajania się. Biorąc pod uwagę coraz mniejszą ilość miejsca w koszu i wspomniane wyżej skuteczne próby ograniczenia nocnego karmienia, postanowiliśmy przenieść smyka już teraz. W tym celu zaopatrzyliśmy się w monitor oddechu z nianią elektroniczną. Wybraliśmy Angelcare ac401 z dwiema płytkami. Chciałam wziąć z jedną [duża różnica w cenie], ale jak drugi czy trzeci raz z rzędu Klusek obudził się rano z głową w połowie kosza, a nogami prawie pod szyją [bo inaczej się nie mieściły], to stwierdziłam, że skoro na tak małej powierzchni potrafi tak przewędrować, a do tego jeszcze nawet się nie zbliżył do okresu raczkowania, to może z tej jednej płytki uciec i wywołać fałszywy alarm oraz zawał serca u rodziców.
Monitor z nianią dotarł, został zamontowany sprawdzony, przetestowany i tak oto nasz dzielny syn, w nocy poprzedzającej dzień matki, w wieku 2 miesięcy i 4 dni spędził samotną noc we własnym pokoju, w pełnowymiarowym łóżku [70x140 cm].
Do tego przespał też po raz pierwszy cale 7 godzin! Od 22.30 do 5.30. Taki prezent na dzień matki:). Następnej nocy było podobnie - od około 22 do 4.30. A jeśli potraktuje się godziny 4-5 jako poranne, a nie nocne [wszak Pluszak tak wstaje do pracy], to znaczy, że już dwie pełne przespane noce za nami. Sukces! Niania i monitor się sprawdzają. Mama śpi spokojnie i maluszek też.
Pierwszej nocy był karmiony o 4.30, drugiej o 3.30, a trzeciej tuż po 2. Bałam się, że to będzie ostatnia noc z jednym karmieniem, ale wtedy zdecydowaliśmy o przeniesieniu naszego cudu do oddzielnego pokoju z myślą, że jak będzie dalej od "mleczarni" i nie będzie czuł zapachu rodziców i jedzenia, to będzie się jeszcze spokojniej spało i jemu i nam.
Nasz brzdąc od urodzenia spał w wiklinowym koszu zwanym koszem Mojżesza, który stał na stelażu po mojej stronie łóżka.
Klusek jest dość długi i szybko rośnie, więc zastanawialiśmy się ile jeszcze będzie się mieścił. To świetny wynalazek, genialny na podróż, zajmuje mało miejsca, łatwo się przenosi. Jak idziemy w odwiedziny do kogoś, to zabieramy ze sobą kosz [bez stelaża] i nie musimy się martwić gdzie położyć malucha i czy nie spadnie. W ciągu dnia również w domu przenosimy sam kosz do salonu i brzdąc jest z nami.
W jedynej książce, jaką mamy piszą, że przeniesienia dziecka do jego pokoju najłatwiej dokonać przed ukończeniem trzeciego miesiąca, kiedy jeszcze nie ma umiejętności przyzwyczajania się. Biorąc pod uwagę coraz mniejszą ilość miejsca w koszu i wspomniane wyżej skuteczne próby ograniczenia nocnego karmienia, postanowiliśmy przenieść smyka już teraz. W tym celu zaopatrzyliśmy się w monitor oddechu z nianią elektroniczną. Wybraliśmy Angelcare ac401 z dwiema płytkami. Chciałam wziąć z jedną [duża różnica w cenie], ale jak drugi czy trzeci raz z rzędu Klusek obudził się rano z głową w połowie kosza, a nogami prawie pod szyją [bo inaczej się nie mieściły], to stwierdziłam, że skoro na tak małej powierzchni potrafi tak przewędrować, a do tego jeszcze nawet się nie zbliżył do okresu raczkowania, to może z tej jednej płytki uciec i wywołać fałszywy alarm oraz zawał serca u rodziców.
Monitor z nianią dotarł, został zamontowany sprawdzony, przetestowany i tak oto nasz dzielny syn, w nocy poprzedzającej dzień matki, w wieku 2 miesięcy i 4 dni spędził samotną noc we własnym pokoju, w pełnowymiarowym łóżku [70x140 cm].
Do tego przespał też po raz pierwszy cale 7 godzin! Od 22.30 do 5.30. Taki prezent na dzień matki:). Następnej nocy było podobnie - od około 22 do 4.30. A jeśli potraktuje się godziny 4-5 jako poranne, a nie nocne [wszak Pluszak tak wstaje do pracy], to znaczy, że już dwie pełne przespane noce za nami. Sukces! Niania i monitor się sprawdzają. Mama śpi spokojnie i maluszek też.
Szczepienia
Postanowiliśmy nie szczepić Kluska przed ukończeniem trzeciego miesiąca.
Wizyta u fizykoterapeutki wyjaśniła nieco sprawę szczepień. Jak w każdym temacie tak i tu opinie są podzielone. Myślałam, że skoro szczepienia są obowiązkowe, to jedyny wybór jaki mamy jest pomiędzy bezpłatnymi a skojarzonymi. Jedak okazało się, że obowiązek jest tylko z nazwy. Można napisać oświadczenie i przesunąć termin albo całkowicie zrezygnować z wizyt szczepiennych.
Uważałam też, że różnica w szczepionkach płatnych i darmowych jest tylko w ilości wkłuć. Terapeutka oświeciła mnie, że głównie chodzi o ołów, który jest używany jako konserwant i dodawany do każdej dawki, co powoduje, że ograniczając ilość wkłuć ogranicza się ilość wstrzykniętego ołowiu. To zaważyło na decyzji o rodzaju szczepionki.
Termin pierwszego wkłucia zdecydowaliśmy się przesunąć ze względu na szybkość dojrzewania układu nerwowego. Terapeutka wykonała tzw. test trakcji, który polega na podciąganiu dziecka z leżenia na plecach za rączki. Jeśli próbuje utrzymać główkę, test wypada na tak [można szczepić]. U nas podnosił główkę, ale jak Pluszak chciał, żeby powtórzyła, o który moment chodzi, to za drugim razem już główka wisiała. Podobno wskazuje to na niewystarczająco rozwinięty układ nerwowy. Generalnie chodzi o to, że sprawdzenie rozwoju testem trakcji przed szczepieniem daje jakiś punkt odniesienia do kontrolowania ewentualnych negatywnych zmian po szczepieniu. Jeśli dziecko trzyma główkę przed szczepieniami, a po, główka zwisa, to wskazuje na wpływ szczepionki [głównie to się odnosi bodaj do szczepienia przeciw polio, ale nie pamiętam dokładnie]. Nie wiem ile w tym prawdy, tak czy inaczej szczepienie przesunięte.
Podobno nawet jeżeli nie ma przeciwwskazań do szczepienia, warto przesunąć termin na czas, kiedy maluch skończy 8 tygodni i jego układ odpornościowy chociaż trochę się rozwinie.
I ciekawy tekst odnośnie szczepionek:
We wszystkich cywilizowanych państwach, a także niecywilizowanych ale objętych międzynarodowymi konwencjami, obowiązuje zakaz przeprowadzania eksperymentów medycznych na noworodkach poniżej trzeciego miesiąca życia. Wyjątek stanowią Indie, największy poligon doświadczalny Big Pharmy, w których eksperymenty medyczne można przeprowadzać na noworodkach już od drugiego miesiąca życia, a także Polska, w której nie obowiązują jakiekolwiek ograniczenia wiekowe, toteż eksperymenty medyczne przeprowadza się na niespotykaną nigdzie indziej skalę na noworodkach już w pierwszej dobie ich życia. W tym nielegalnym procederze noworodkom polskim, zanim ukończą jeden dzień życia, wstrzykuje się nie jedną, ale dwie szczepionki â jedną domięśniowo, drugą śródskórnie.
Wizyta u fizykoterapeutki wyjaśniła nieco sprawę szczepień. Jak w każdym temacie tak i tu opinie są podzielone. Myślałam, że skoro szczepienia są obowiązkowe, to jedyny wybór jaki mamy jest pomiędzy bezpłatnymi a skojarzonymi. Jedak okazało się, że obowiązek jest tylko z nazwy. Można napisać oświadczenie i przesunąć termin albo całkowicie zrezygnować z wizyt szczepiennych.
Uważałam też, że różnica w szczepionkach płatnych i darmowych jest tylko w ilości wkłuć. Terapeutka oświeciła mnie, że głównie chodzi o ołów, który jest używany jako konserwant i dodawany do każdej dawki, co powoduje, że ograniczając ilość wkłuć ogranicza się ilość wstrzykniętego ołowiu. To zaważyło na decyzji o rodzaju szczepionki.
Termin pierwszego wkłucia zdecydowaliśmy się przesunąć ze względu na szybkość dojrzewania układu nerwowego. Terapeutka wykonała tzw. test trakcji, który polega na podciąganiu dziecka z leżenia na plecach za rączki. Jeśli próbuje utrzymać główkę, test wypada na tak [można szczepić]. U nas podnosił główkę, ale jak Pluszak chciał, żeby powtórzyła, o który moment chodzi, to za drugim razem już główka wisiała. Podobno wskazuje to na niewystarczająco rozwinięty układ nerwowy. Generalnie chodzi o to, że sprawdzenie rozwoju testem trakcji przed szczepieniem daje jakiś punkt odniesienia do kontrolowania ewentualnych negatywnych zmian po szczepieniu. Jeśli dziecko trzyma główkę przed szczepieniami, a po, główka zwisa, to wskazuje na wpływ szczepionki [głównie to się odnosi bodaj do szczepienia przeciw polio, ale nie pamiętam dokładnie]. Nie wiem ile w tym prawdy, tak czy inaczej szczepienie przesunięte.
Podobno nawet jeżeli nie ma przeciwwskazań do szczepienia, warto przesunąć termin na czas, kiedy maluch skończy 8 tygodni i jego układ odpornościowy chociaż trochę się rozwinie.
I ciekawy tekst odnośnie szczepionek:
We wszystkich cywilizowanych państwach, a także niecywilizowanych ale objętych międzynarodowymi konwencjami, obowiązuje zakaz przeprowadzania eksperymentów medycznych na noworodkach poniżej trzeciego miesiąca życia. Wyjątek stanowią Indie, największy poligon doświadczalny Big Pharmy, w których eksperymenty medyczne można przeprowadzać na noworodkach już od drugiego miesiąca życia, a także Polska, w której nie obowiązują jakiekolwiek ograniczenia wiekowe, toteż eksperymenty medyczne przeprowadza się na niespotykaną nigdzie indziej skalę na noworodkach już w pierwszej dobie ich życia. W tym nielegalnym procederze noworodkom polskim, zanim ukończą jeden dzień życia, wstrzykuje się nie jedną, ale dwie szczepionki â jedną domięśniowo, drugą śródskórnie.
Procedurę wprowadzania na rynek RP
produktów leczniczych reguluje ustawa z dnia 6 września 2001 â Prawo Farmaceutyczne. O
dopuszczeniu na rynek leku decyduje Prezes Urzędu Produktów Leczniczych,
Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych, u którego producent leku składa "Wniosek o dopuszczenie do obrotu produktu leczniczego" (art. 10, ust. 1).
Ów wniosek powinien zawierać stosowną dokumentację, m.in. (art. 2, ust. 4) â Wyniki, streszczenia oraz
sprawozdania z badań: lit. c: klinicznych â wraz z ogólnym podsumowaniem
jakości, przeglądem nieklinicznym i streszczeniem danych nieklinicznych oraz
przeglądem klinicznym i podsumowaniem klinicznym.â
I tutaj pojawia się pytanie: na
jakiej podstawie dopuszczono szczepienie noworodków już w pierwszych 24.
godzinach od narodzenia? Wszak prawo żadnego kraju nie zezwala na
przeprowadzenie badań klinicznych w tym okresie życia, więc jakim sposobem
producent mógł sprostać wymogom "Wniosku o dopuszczenie do obrotu produktu
leczniczego" i załączyć do niego wymaganą dokumentację z przebiegu badań
klinicznych? Wniosek jest taki, że albo badania przeprowadzono nielegalnie, a
więc szczepienia noworodków w pierwszych 24. godzinach ich życia są
nielegalne, albo że polskie noworodki szczepi się w ramach eksperymentu
medycznego, też nielegalnego.
Drugi miesiac
W pierwszą miesięcznicę Czupurka zrobiliśmy mu odciski stópki i dłoni. Od znajomych dostaliśmy zestaw do samodzielnego wykonania odcisków wraz z ramką, do której się je wkłada: Ramka Baby Art
Maluszek w drugim miesiącu baaardzo przyspieszył z rozwojem. Zaczął mnie zauważać, bo wcześniej patrzył na wszystkich, tylko nie na mnie. Ze smutkiem przyjmowałam, że traktuje mnie wyłącznie jak mleczarnię, ale pierwsze świadome spojrzenie i do tego z ogromnym uśmiechem wszystko mi wynagrodziło:).
Do tego doszło tzw. głużenie - pierwsze odgłosy dziecka przed gaworzeniem. Na początku tylko pojedyncze "a-gi" co kilka dni, potem zaczął się rozpędzać:).
Opisywane szeroko w internecie "uregulowane pory jedzenia" u nas się nie sprawdzają. Smyk na początku jadł co 3 godziny, teraz je częściej. Pewnie więcej potrzebuje:). Na szczęście w nocy nadal budzi się tylko dwa razy, tak jak od początku - od wyjścia ze szpitala. Poprawiło się natomiast zasypianie - wcześniej po jedzeniu w nocy i odłożeniu go do spania zaczynał płakać i mówienie do niego, głaskanie i wciskanie smoka nie pomagało - trzeba było go podnosić i lulać. I tak kilka razy zanim wreszcie zasnął. Teraz po pierwszym nocnym karmieniu zasypia praktycznie od razu, a drugi raz wstaje mniej więcej o godzinie pobudki Pluszaka [około godziny 4], który jeszcze z nim gada i się bawi przed wyjściem do pracy, a tym samym pobudza malucha, więc zasypianie już nie jest takie szybkie:).
Drugi miesiąc jest super. W końcu maleństwo przestaje być noworodkiem, a staje się niemowlakiem i już jest małym człowieczkiem, a nie tylko wrzeszczącym stworkiem.
Maluszek w drugim miesiącu baaardzo przyspieszył z rozwojem. Zaczął mnie zauważać, bo wcześniej patrzył na wszystkich, tylko nie na mnie. Ze smutkiem przyjmowałam, że traktuje mnie wyłącznie jak mleczarnię, ale pierwsze świadome spojrzenie i do tego z ogromnym uśmiechem wszystko mi wynagrodziło:).
Do tego doszło tzw. głużenie - pierwsze odgłosy dziecka przed gaworzeniem. Na początku tylko pojedyncze "a-gi" co kilka dni, potem zaczął się rozpędzać:).
Opisywane szeroko w internecie "uregulowane pory jedzenia" u nas się nie sprawdzają. Smyk na początku jadł co 3 godziny, teraz je częściej. Pewnie więcej potrzebuje:). Na szczęście w nocy nadal budzi się tylko dwa razy, tak jak od początku - od wyjścia ze szpitala. Poprawiło się natomiast zasypianie - wcześniej po jedzeniu w nocy i odłożeniu go do spania zaczynał płakać i mówienie do niego, głaskanie i wciskanie smoka nie pomagało - trzeba było go podnosić i lulać. I tak kilka razy zanim wreszcie zasnął. Teraz po pierwszym nocnym karmieniu zasypia praktycznie od razu, a drugi raz wstaje mniej więcej o godzinie pobudki Pluszaka [około godziny 4], który jeszcze z nim gada i się bawi przed wyjściem do pracy, a tym samym pobudza malucha, więc zasypianie już nie jest takie szybkie:).
Drugi miesiąc jest super. W końcu maleństwo przestaje być noworodkiem, a staje się niemowlakiem i już jest małym człowieczkiem, a nie tylko wrzeszczącym stworkiem.
Pierwszy miesiac
Termin porodu miałam na 23 marca 2013. Od początku marca, wspierana przez Pluszaka, zaplanowałam brak stresu, żeby dotrwać do 18 marca, który był granicznym dniem, pierwszym, który umożliwiał matkom skorzystanie z długiego [rocznego] urlopu macierzyńskiego. Udało się:), urodziłam 21 marca. To, że potem D. Tusk zmienił decyzję i zgodził się zakwalifikować do tego przywileju kobiety, które urodziły 1 stycznia lub później, nie miało już dla mnie znaczenia.
Nasz syn urodził się zdrowy, z długimi [chyba ok. 2-3 cm], gęstymi czarnymi włosami. Teraz już ma je dłuższe [i jaśniejsze], a po umyciu sterczą we wszystkie strony, stąd "Czupurek".
Pierwszy miesiąc nie był zbyt fajny, a to dlatego, że dzidziuś tylko płacze, śpi, je, robi kupę i tak w kółko. Nie patrzył na nas, nie reagował, nie było żadnego kontaktu. Prawie cały czas zamknięte oczka, żadnego innego dźwięku niż płacz [wtedy fajnie płakał:), takie długie "laaa, laaa, laaa" trochę jakby z "ł" zamiast "l", jak starsi ludzie nieraz mówią "ł" jakby seplenili].
Po opinii znajomych zdecydowaliśmy się kupić jedną książkę o rozwoju dziecka i podglądać w niej, czego można się spodziewać i ewentualnie co może niepokoić [Pierwszy rok życia dziecka - Heidi Murkoff z Sharon Mazel].
Generalnie wszystko co robił Maluszek uważałam za coś naturalnego i że tak ma być [że ma łapki do góry, że ciągle śpi, że ma czkawkę itp.] - to znacznie ułatwia życie:). Nie chodzi o to, żeby nie reagować na sygnały, ale żeby tego nie robić przesadnie. Póki co [odpukać] to mi się sprawdza.
Przez pierwszych parę tygodni wiązałam Malucha w kocyk tak, że nie mógł się straszyć machającymi rączkami, dzięki czemu był spokojnieszy.
Na szkole rodzenia oglądaliśmy filmik o metodach uspokajania niemowląt. Zamieszczam go niżej. Teoria jest taka, że pierwsze trzy miesiące życia bobasa to tzw. "czwarty trymestr". Dziecko jeszcze nie jest wykształcone tak jak powinno i najlepiej dla niego będzie, jeśli stworzy mu się warunki podobne do panujących w łonie matki.
1. Owijanie w kocyk. Kocyk około metr na metr [może być trochę mniejszy] rozkłada się na płaskiej powierzchni jednym rogiem do góry. Ten górny róg zaginamy do środka. Dziecko układamy na kocyku tak, żeby zagięcie znalazło się na wysokości karczku. Łapiemy za jeden z bocznych rogów i przytrzymując ramię maleństwa wzdłuż tułowia zawijamy koc na drugi bok i podkładamy pod plecki, żeby "uwięzić" rękę. Potem dolny róg luźno zarzucamy na brzuszek, żeby nóżki były schowane, ale swobodne. Teraz drugi boczny róg - tak samo chowamy rączkę i zaciskamy dość mocno kocyk. Można zawinąć tylko pod plecy albo, jeśli jest go na tyle dużo, założyć za jakiś fragment już zawiniętego koca, tak jak ręcznik na ciele, żeby się trzymał. Powstaje taki kokon, w którym dziecko czuje się bezpiecznie i ciepło, trochę jak jeszcze w brzuchu.
2. Pozycja na brzuchu. Noszenie dziecka brzuszkiem do dołu powoduje samoczynny masaż - nasza dłoń pod brzuszkiem malca uciska go, co może przynosić ulgę np. przy kolkach. Czasem pozycja nie odpowiada dziecku i wystarczy ją trochę zweryfikować, zmienić kąt ułożenia itp.
3. Szumienie:). Muszę przyznać, że w przypadku Kluska dość dobrze się sprawdza. Na wspomnianym filmie zademonstrowano, jak głośno ma dzidziuś w łonie. Szum krwi, uderzenia serca, odgłosy gastryczne:). Można szumieć dziecku "paszczowo" np tuż za uszkiem [na filmie facet to robi prosto do ucha, ale ja uważam, że to może być nieprzyjemne w odbiorze] albo za pomocą różnych urządzeń - suszarki do włosów [nie kierować strumienia powietrza na dziecko!], odkurzacza, okapu kuchennego :) [patent mojej siostry] lub nagrań na płycie, można też ustawić radio, na szum między stacjami. Jedno zastrzeżenie - hałas musi być głośniejszy niż płacz dziecka.
4. Kołysanie. Tu chyba nie potrzeba wyjaśnienia. Można na huśtawce, bujaczku [odpowiednio do wieku i nie dłużej niż zalecane, żeby nie zaszkodzić kręgosłupowi], na rękach albo można zrobić hamak z koca lub prześcieradła, ale wtedy najlepiej w dwie osoby - każdy łapie za dwa rogi i kołysze na boki. W zasadzie jeśli dwa boki dobrze się do czegoś przymocuje, to jedna osoba też sobie poradzi.
5. Ssanie. Co tu kryć, to jedna z wrodzonych umiejętności. Są podzielone opinie co do stosowania smoczka. Jedni mówią, że źle wpływa na zgryz, inni, że rozwija mięśnie szczęki i języka, jeszcze inni mówią: rób, co chcesz, ale poczekaj minimum tydzień, żeby malec zdążył wyrobić odpowiednich odruch ssania piersi. Generalnie pielęgniarki w szpitalu lepiej nie pytać, bo obiektywne nie będą. Niestety przy wielu noworodkach każdy sposób uciszenia jest dobry. To samo tyczy się pierwszych prób karmienia piersią przez świeżo upieczoną mamę - najchętniej przynoszą butelkę z mieszanką.
Autor filmu o metodach uspokajania zaznacza, że niektórym niemowlętom wystarczy jeden sposób, innym dwa, a nieraz trzeba zastosować wszystkie. Warto spróbować:)
Nasz syn urodził się zdrowy, z długimi [chyba ok. 2-3 cm], gęstymi czarnymi włosami. Teraz już ma je dłuższe [i jaśniejsze], a po umyciu sterczą we wszystkie strony, stąd "Czupurek".
Pierwszy miesiąc nie był zbyt fajny, a to dlatego, że dzidziuś tylko płacze, śpi, je, robi kupę i tak w kółko. Nie patrzył na nas, nie reagował, nie było żadnego kontaktu. Prawie cały czas zamknięte oczka, żadnego innego dźwięku niż płacz [wtedy fajnie płakał:), takie długie "laaa, laaa, laaa" trochę jakby z "ł" zamiast "l", jak starsi ludzie nieraz mówią "ł" jakby seplenili].
Po opinii znajomych zdecydowaliśmy się kupić jedną książkę o rozwoju dziecka i podglądać w niej, czego można się spodziewać i ewentualnie co może niepokoić [Pierwszy rok życia dziecka - Heidi Murkoff z Sharon Mazel].
Generalnie wszystko co robił Maluszek uważałam za coś naturalnego i że tak ma być [że ma łapki do góry, że ciągle śpi, że ma czkawkę itp.] - to znacznie ułatwia życie:). Nie chodzi o to, żeby nie reagować na sygnały, ale żeby tego nie robić przesadnie. Póki co [odpukać] to mi się sprawdza.
Przez pierwszych parę tygodni wiązałam Malucha w kocyk tak, że nie mógł się straszyć machającymi rączkami, dzięki czemu był spokojnieszy.
Na szkole rodzenia oglądaliśmy filmik o metodach uspokajania niemowląt. Zamieszczam go niżej. Teoria jest taka, że pierwsze trzy miesiące życia bobasa to tzw. "czwarty trymestr". Dziecko jeszcze nie jest wykształcone tak jak powinno i najlepiej dla niego będzie, jeśli stworzy mu się warunki podobne do panujących w łonie matki.
1. Owijanie w kocyk. Kocyk około metr na metr [może być trochę mniejszy] rozkłada się na płaskiej powierzchni jednym rogiem do góry. Ten górny róg zaginamy do środka. Dziecko układamy na kocyku tak, żeby zagięcie znalazło się na wysokości karczku. Łapiemy za jeden z bocznych rogów i przytrzymując ramię maleństwa wzdłuż tułowia zawijamy koc na drugi bok i podkładamy pod plecki, żeby "uwięzić" rękę. Potem dolny róg luźno zarzucamy na brzuszek, żeby nóżki były schowane, ale swobodne. Teraz drugi boczny róg - tak samo chowamy rączkę i zaciskamy dość mocno kocyk. Można zawinąć tylko pod plecy albo, jeśli jest go na tyle dużo, założyć za jakiś fragment już zawiniętego koca, tak jak ręcznik na ciele, żeby się trzymał. Powstaje taki kokon, w którym dziecko czuje się bezpiecznie i ciepło, trochę jak jeszcze w brzuchu.
2. Pozycja na brzuchu. Noszenie dziecka brzuszkiem do dołu powoduje samoczynny masaż - nasza dłoń pod brzuszkiem malca uciska go, co może przynosić ulgę np. przy kolkach. Czasem pozycja nie odpowiada dziecku i wystarczy ją trochę zweryfikować, zmienić kąt ułożenia itp.
3. Szumienie:). Muszę przyznać, że w przypadku Kluska dość dobrze się sprawdza. Na wspomnianym filmie zademonstrowano, jak głośno ma dzidziuś w łonie. Szum krwi, uderzenia serca, odgłosy gastryczne:). Można szumieć dziecku "paszczowo" np tuż za uszkiem [na filmie facet to robi prosto do ucha, ale ja uważam, że to może być nieprzyjemne w odbiorze] albo za pomocą różnych urządzeń - suszarki do włosów [nie kierować strumienia powietrza na dziecko!], odkurzacza, okapu kuchennego :) [patent mojej siostry] lub nagrań na płycie, można też ustawić radio, na szum między stacjami. Jedno zastrzeżenie - hałas musi być głośniejszy niż płacz dziecka.
4. Kołysanie. Tu chyba nie potrzeba wyjaśnienia. Można na huśtawce, bujaczku [odpowiednio do wieku i nie dłużej niż zalecane, żeby nie zaszkodzić kręgosłupowi], na rękach albo można zrobić hamak z koca lub prześcieradła, ale wtedy najlepiej w dwie osoby - każdy łapie za dwa rogi i kołysze na boki. W zasadzie jeśli dwa boki dobrze się do czegoś przymocuje, to jedna osoba też sobie poradzi.
5. Ssanie. Co tu kryć, to jedna z wrodzonych umiejętności. Są podzielone opinie co do stosowania smoczka. Jedni mówią, że źle wpływa na zgryz, inni, że rozwija mięśnie szczęki i języka, jeszcze inni mówią: rób, co chcesz, ale poczekaj minimum tydzień, żeby malec zdążył wyrobić odpowiednich odruch ssania piersi. Generalnie pielęgniarki w szpitalu lepiej nie pytać, bo obiektywne nie będą. Niestety przy wielu noworodkach każdy sposób uciszenia jest dobry. To samo tyczy się pierwszych prób karmienia piersią przez świeżo upieczoną mamę - najchętniej przynoszą butelkę z mieszanką.
Autor filmu o metodach uspokajania zaznacza, że niektórym niemowlętom wystarczy jeden sposób, innym dwa, a nieraz trzeba zastosować wszystkie. Warto spróbować:)
Jak to się zaczęło
Kiedyś twierdziłam, ze nigdy nie wyjdę za mąż, bo faceci to świnie itp. Nie mówiłam, że nie będę miała faceta, a jedynie, że będziemy żyli bez ślubu. Tymczasem, gdy spotkałam Pluszaka pierwszy raz, wierzcie lub nie, miałam przeczucie, że coś z tego będzie. Coś trwalszego, co do tej pory mi się nie przytrafiło.
Bardzo krótko po rozpoczęciu naszej znajomości na poziomie bardziej zaawansowanym niż koledzy, zaproponował wspólne mieszkanie, czym mnie zszokował. I tak niespełna pół roku od pierwszej randki zamieszkaliśmy razem. Następne 3,5 miesiąca później zaręczyliśmy się. I po kolejnych 7,5 miesiącach byliśmy już małżeństwem:).
Potem przyszedł czas na decyzję o dziecku i po trochę dłuższych staraniach zaszłam w ciążę. Już wtedy miałam chęć założyć bloga, żeby pisać o tym, co odczuwam, o przygotowaniach na przyjście syna, o remoncie pokoju dla niego, zakupach, wyborach, decyzjach co do imienia. Nie zrobiłam tego, ponieważ takich blogów jest multum. Takich jak ten pewnie też, ale do niego bardziej mnie ciągnie:).
Ciąża, dzięki Bogu, przebiegła bez żadnych komplikacji czy trudności. Nie miałam mdłości, bólów, żylaków, nawet zachcianek:). Przytyłam niecałe 10 kilogramów, których już nie mam [choć nadwaga nadal mi doskwiera], a sam poród trwał chyba 3 godziny. Po prostu bajka:). I zanim ktoś pomyśli, że nastąpi obrót akcji wyjaśniam, że niespodziewane będzie to, że nadal jest bajecznie!
Co do ciąży i porodu, moje dwie najważniejsze [bo sprawdziły się] decyzje.
SZKOŁA RODZENIA - pomijając kilka bezpłatnych elementów wyprawki, naprawdę przydatna wiedza, zweryfikowanie "starodawnych" rad i metod, to co babcia i mama stosowały, teraz uznawane jest za szkodzenie dziecku - oczywiście nie wszystko! Do tego jeśli się tak trafi, że znajoma już położna, która prowadzi szkołę rodzenia będzie akurat na dyżurze podczas porodu, na pewno zaopiekuje się "uczennicą".
ŻEL POŁOŻNICZY - rodziłam naturalnie, a chciałam się uchronić przed nacinaniem lub pęknięciem "tych okolic" i zaopatrzyłam się w żel "poślizgowy", który szczerze polecam. Mimo, że nie mam porównania, jakby było bez niego, uważam, że samo działanie psychologiczne - przekonanie, że może pomóc - jako efekt placebo, jest wystarczający. W moim przypadku się sprawdził, a sama akcja porodowa była bezbolesna [niestety wcześniejsze skurcze bardzo bolały, jednak do zniesienia; żel jest aplikowany tuż przed samym parciem].
Ale koniec ze wspominkami z okresu ciąży. Klusek jest już z nami, urodził się w dzień wiosny lub, jak kto woli, dzień wagarowicza i już zdążył nam przysporzyć tyle radości i dumy, że będę miała o czym pisać:).
Bardzo krótko po rozpoczęciu naszej znajomości na poziomie bardziej zaawansowanym niż koledzy, zaproponował wspólne mieszkanie, czym mnie zszokował. I tak niespełna pół roku od pierwszej randki zamieszkaliśmy razem. Następne 3,5 miesiąca później zaręczyliśmy się. I po kolejnych 7,5 miesiącach byliśmy już małżeństwem:).
Potem przyszedł czas na decyzję o dziecku i po trochę dłuższych staraniach zaszłam w ciążę. Już wtedy miałam chęć założyć bloga, żeby pisać o tym, co odczuwam, o przygotowaniach na przyjście syna, o remoncie pokoju dla niego, zakupach, wyborach, decyzjach co do imienia. Nie zrobiłam tego, ponieważ takich blogów jest multum. Takich jak ten pewnie też, ale do niego bardziej mnie ciągnie:).
Ciąża, dzięki Bogu, przebiegła bez żadnych komplikacji czy trudności. Nie miałam mdłości, bólów, żylaków, nawet zachcianek:). Przytyłam niecałe 10 kilogramów, których już nie mam [choć nadwaga nadal mi doskwiera], a sam poród trwał chyba 3 godziny. Po prostu bajka:). I zanim ktoś pomyśli, że nastąpi obrót akcji wyjaśniam, że niespodziewane będzie to, że nadal jest bajecznie!
Co do ciąży i porodu, moje dwie najważniejsze [bo sprawdziły się] decyzje.
SZKOŁA RODZENIA - pomijając kilka bezpłatnych elementów wyprawki, naprawdę przydatna wiedza, zweryfikowanie "starodawnych" rad i metod, to co babcia i mama stosowały, teraz uznawane jest za szkodzenie dziecku - oczywiście nie wszystko! Do tego jeśli się tak trafi, że znajoma już położna, która prowadzi szkołę rodzenia będzie akurat na dyżurze podczas porodu, na pewno zaopiekuje się "uczennicą".
ŻEL POŁOŻNICZY - rodziłam naturalnie, a chciałam się uchronić przed nacinaniem lub pęknięciem "tych okolic" i zaopatrzyłam się w żel "poślizgowy", który szczerze polecam. Mimo, że nie mam porównania, jakby było bez niego, uważam, że samo działanie psychologiczne - przekonanie, że może pomóc - jako efekt placebo, jest wystarczający. W moim przypadku się sprawdził, a sama akcja porodowa była bezbolesna [niestety wcześniejsze skurcze bardzo bolały, jednak do zniesienia; żel jest aplikowany tuż przed samym parciem].
Ale koniec ze wspominkami z okresu ciąży. Klusek jest już z nami, urodził się w dzień wiosny lub, jak kto woli, dzień wagarowicza i już zdążył nam przysporzyć tyle radości i dumy, że będę miała o czym pisać:).
Subskrybuj:
Posty (Atom)