piątek, 28 czerwca 2013

Podnoszenie główki i inne zadania

Klusek nie lubi kładzenia na brzuchu. Jeśli już ma na to chęć, wsuwamy mu ramionka pod klatkę piersiową, żeby opierał się na łokciach. Bez problemu podnosi główkę pod kątem prostym do podłoża. Ale jeśli mu się tych rączek nie włoży albo kiedy nie jest w nastroju do leżenia na brzuszku, wtedy złości się i przybiera pozycję samolotu - ramiona rozłożone na boki i do góry, nóżki wyciągnięte do tyłu i do góry.
Podnoszenie główki w tak zwanej "próbie trakcji" [z leżenia na plecach] również nie wychodzi, a to dlatego, że Dziabusz robi wtedy mostek - zapiera się nogami. Dlatego podnoszenie głowy z leżenia na plecach ćwiczymy w "jelonku": jedna ręką trzymam Czupurka prawą dłoń i stópkę - z kolanem skierowanym na zewnątrz, a drugą ręką - lewą dłoń i stópkę, wtedy przyciągam jego kończyny w swoją stronę i jednocześnie w dół, nie umiem tego inaczej opisać. I tutaj pojawia się kolejny problem - główkę podnosi, ale tylko trzymając ją skierowaną na prawo. W lipcu, 10-go, idziemy na pierwsze szczepienie, wtedy wypytamy pediatrę, czy powinno nas to niepokoić.
Generalnie zastanawiam się, czy te wszystkie ćwiczenia coś wnoszą w rozwój dzieci. Dawniej rodzice nie znali takich technik, liczyło się, żeby dziecko podnosiło główkę kiedy leży na brzuchu i tyle. Nie było "jelonków", prób trakcji, masażu Shantala i jakoś funkcjonujemy:).

wtorek, 25 czerwca 2013

Wrażenia po pierwszych wakacjach

Dziabusz nie sprawiał problemów. Podczas podróży samochodem spał. Na miejscu zmontowaliśmy czekające już na nas łóżeczko turystyczne i od razu maluch je wypróbował. Przez znaczną część dnia urzędował w zabezpieczonym moskitierą łóżku na tarasie, wśród drzew. Słuchał ptaszków i wdychał świeże powietrze znad jeziora. Większość czasu zajmowali się nim dziadkowie, aż zaczynałam tęsknić, mimo, że był w pobliżu. Pomijając momenty karmienia [piersią] i przewijania, udawało mi się do niego dopchać, tak na dłużej, ze dwa razy na dobę:). Trochę przez to odpoczęłam, poleniuchowałam przed telewizorem. A na wyprawy z Pluszakiem na lody zabieraliśmy Kluska ze sobą.
Dziadkowie, jak to dziadkowie, porozpieszczali Czupurka, teraz mały łobuz chce bez przerwy "rozmawiać". Czasami [na chwilę] wystarcza mu, kiedy się tylko przy nim stoi. Znacznie się rozwinął przez te rozmowy, z dziadkiem o wiewiórkach, z babcią o różnych ciekawostkach. Teraz robimy odwyk, niestety nie sprostamy oczekiwaniom syna, jeśli chcemy mieć choć trochę czasu dla siebie [choćby na podstawową toaletę poranną i wieczorną], przygotować jakieś jedzenie czy posprzątać. Już fruwające ptaszki z karuzeli nie wystarczają, smyk stał się znacznie bardziej towarzyski. No cóż, coś za coś. Teraz leży mi na kolanach i co chwilę odpowiadam na jego zaczepki:), dostaję przy tym mnóstwo uśmiechów.
Kwestia spania odrobinę uległa zmianom. Co prawda na urlopie okazało się, że po karmieniu około 20, kiedy Czupur już zaśnie, to nie przeszkadza mu ani burza, ani trzaskające okiennice, ani głośny film sensacyjny - łóżeczko stało w salonie. Jednak jedno nocne karmienie powróciło chyba na dobre. O różnych godzinach, ale jest. Raz o 4 w nocy, raz o 2. Od tego, o której wypadnie zależy jak szybko obudzimy się rano. Jednej nocy nad jeziorem, smyk jadł dopiero po piątej i po, w miarę szybkim, zaśnięciu kolejne karmienie wypadło o 9. Luksus:). Ale raczej pobudka następuje bliżej 6-7. Tak czy inaczej, nie mogę narzekać. Dziś o 2 przystawiłam Misia do piersi, kiedy się najadł zasnął od ręki, więc i ja mogłam szybko wrócić do przerwanego snu, który potrwał do 6.


wtorek, 18 czerwca 2013

Krótki urlop z Dziabuszem

Pluszak na urlopie, więc więcej czasu spędzamy razem, na spacerach, w odwiedzinach, na randkach:). Jutro wyjeżdżamy z Czupurkiem po raz pierwszy na kilka dni. Mamy już wyjazd za sobą, ale tylko na jedną noc, więc nie wymagało to wielu przygotowań. Teraz jest inaczej - od wczoraj robię listę rzeczy, które trzeba wziąć. Na miejscu jest już turystyczne łóżeczko.
A na liście:
- laktator,
- butelka,
- wózek,
- fotelik samochodowy,
- pampersy,
- chusteczki nawilżane,
- przewijak,
- witamina D,
- syrop z wapniem i magnezem [zalecenie],
- żel do mycia,
- mleczko po kąpieli,
- myjka,
- wanienka turystyczna,
- pieluchy tetrowe,
- pieluchy flanelowe - na razie odpuściłam pieluchowanie w ciągu dnia, nie będę dziecka torturować w takie upały; na noc nadal zakładam,
- body z krótkim rękawem i jedne z długim, na wszelki wypadek,
- jakby się miało ochłodzić to jedne spodenki i niezbyt gruba bluza,
- skarpetki,
- kocyk,
- smoczek,
- książeczka zdrowia.

Klusek się bardzo poci i męczy przez te upały, stąd mój plan, żeby go nie ubierać w ogóle w ciągu dnia, oczywiście jeśli nadal będzie po 30 stopni. Ewentualnie w jakąś cienką koszulkę. Głównie chodzi o pozbycie się na trochę pampersów - chcę, żeby mu skóra mogła pooddychać. Dlatego biorę klasyczny przewijak z domu i będę kładła Dziabusza na nim bez ciuszków i bez obaw, że pobrudzi materac czy matę z zabawkami.
Do tego wanienka turystyczna pompowana, zwana też basenem. Wymiar tego "basenu" jest taki, jak tych bardziej skomplikowanych wanien, jednak kiedy zapytałam sprzedawczynię o "wanienkę turystyczną", zaoferowała mi dwa modele:

Pierwsza składa się w dół - niebieska część jest elastyczna i kiedy naciśnie się na krawędzie wanienka robi się płaska. Drugi wariant zgina się w żółtych elementach, więc w poziomie i staje się równie cienki [albo i bardziej] jak model wyżej.
Obie kosztują około 130 zł. Zapytałam o wanienkę pompowaną - pani w sklepie spiorunowała mnie wzrokiem i rzekła: "czyli chodzi pani o basen, a nie wanienkę". Nie wydaje mi się. Basen kojarzy mi się z obszerniejszym "pojemnikiem", w którym jest znacznie większa swoboda ruchów. Nie kłóciłam się jednak i kupiłam synkowi BASEN, niech też coś ma z urlopu.


Chciałam też zaopatrzyć Misia w mini namiocik z moskitiery, ale nie zdążył by dotrzeć przed wyjazdem:

środa, 12 czerwca 2013

Piąstki - chwytanie, ssanie i wymachiwanie

Klusek zaczął szarpać za swoje ubranko albo ściskać pieluszkę mając mniej więcej 10,5 tygodnia. Nie wiem, jaka jest "norma". Dla nas taka. Dużo wcześniej zaciskał piąstki i machał nimi, jakby groził. Pluszakowi przypominał dyrygenta, mi bardziej dyktatora. Nadal wywija rączkami i kopie nóżkami, ale oprócz tego wkłada łapki do buzi. Ślini się przy tym niemiłosiernie. Za wcześnie na ząbkowanie, jednak doszliśmy do wniosku, że prawdopodobnie przed wyżynaniem się ząbków najpierw zachodzi proces ich formowania pod dziąsłami. To też jest najpewniej odczuwalne dla maleństwa i stąd ssanie piąstek.
Chwytanie jest zabawne, można się bawić z Dziabuszem w przeciąganie, oczywiście dając mu wygrać.
W zasadzie wszystko, co robi nasz syn, jest zachwycające. Od głośnego odbicia po jedzeniu, przez pocieranie oczek łapkami, po "rozmowy" z ptaszkami z karuzeli. A do tego fakt, że pozwala mamie się wyspać sprawia, iż jest po prostu idealny. Wiem, ze większość rodziców tak mówi o swoich dzieciach, ale w ogóle mi to nie przeszkadza:).

niedziela, 9 czerwca 2013

Z gondoli do spacerówki - wózek wielofunkcyjny

Gondola wózka robi się dla Kluska ciasna, tak samo jak, odrzucony już, kosz mojżesza. Na stelaż zaczęliśmy więc montować część spacerową. Maluch wygląda w niej jak kierowca rajdowy, a to za sprawą pięciopunktowych pasów bezpieczeństwa. Oczywiście oparcie jest opuszczone.
Jak ze wszystkim, są w rezygnacji z gondoli plusy i minusy. Pozytywem jest na pewno więcej miejsca dla synka, a także w mieszkaniu:) [gondola zostanie wywieziona do większego domu]. Na minus - brak możliwości położenia smyka na boku [musi być zapięty w pasy, jak w foteliku samochodowym] i noszenia wypiętej ze stelaża spacerówki za górną rączkę [w gondoli jest, w części spacerowej - nie]. A to oznacza dużo większy kłopot z przenoszeniem wózka dla osób, które muszą pokonać kilka pięter, a nie mają windy. My na szczęście mamy, więc gondola, razem z koszem mojżesza, opuści nasz przybytek. Dziabusz w "nowym" wózku czuje się dobrze, więcej czasu pozostaje w trybie czuwania, chociaż ostatecznie też przysypia. Ciekawie się na niego teraz patrzy. Spacerówka jest mniej zabudowana, przynajmniej w części środkowej i dolnej, bo buda jest obszerniejsza od tej w gondoli. Dzięki temu maluszek jest dobrze chroniony przed wiatrem i słońcem, a jednocześnie jest bardziej "na dworze", niż w zabudowanym głębokim wózku:). Jak dla mnie, spacery są teraz ciekawsze, a dostęp do Czupurka jakiś łatwiejszy.

Idealne dziecko - o przespanych nocach raz jeszcze

Wcześniej chwaliłam się, że Czupurek śpi po 7 godzin. Po spotkaniu ze znajomym młodym ojcem i wysłuchaniu jego podpowiedzi, co do usypiania dziecka wcześniej niż 22, żeby mieć trochę czasu dla siebie, postanowiliśmy spróbować i tego [tak, jak wcześniej rad z książki] na naszym "podatnym" synu. Przyznam, że trochę pomocny okazał się sam Klusek, bo któregoś pięknego wieczoru, mimo, że wybudziłam go do jedzenia, nie był nim zainteresowany:). Dotychczas chciałam karmić go ostatni raz w porze, kiedy my zamierzaliśmy kłaść się spać, żeby jak najdłużej wytrzymał w nocy, jednak skoro sam zrezygnował z jednej godziny posiłku, to nie powinniśmy go chyba zmuszać.
Mimo jednego "dania" mniej Dziabusz sypiał jak suseł do czasu pobudki Pluszaka albo i trochę dłużej. Ale i te około 8,5 godziny [od mniej więcej 20 do mniej więcej 4.30] okazały się dla smyka niewystarczające! W momencie, kiedy przestaliśmy budzić go skoro świt, żeby jeszcze zdążył pogadać z Pluszakiem, jako porę pierwszego posiłku Klusek wybrał sobie godzinę 6.30-7.00. Zatem kolejny rekord - w wieku około 2,5 miesiąca nasze idealne dziecko przesypia ponad 10 godzin! Zdarza się jeszcze co jakiś czas, że obudzi się wcześniej, o 3.30 czy 4, ale wtedy, po ponownym zaśnięciu, wstaje około 8, więc obie opcje są rewelacyjne. Nie wiem kiedy ureguluje mu się cały cykl dobowy, pory posiłków, snu, zabawy. Może tak do końca to nigdy, jednak nie mam najmniejszych powodów do narzekania i wolę nieregularne wysypianie się [raz przez 10 godzin, raz przez 8+3] niż regularne pobudki co 2 godziny.
Mam świadomość, że kiedy Czupurek będzie miał rodzeństwo, najpewniej nie będzie tak idealnie. Podobno drugie dziecko jest zawsze bardzo różne od pierwszego, więc perspektywa karmienia co chwilę w środku nocy i konieczność całodniowego noszenia, lulania i zmagania się z kolkami jest przerażająca i szczerze podziwiam wytrwałe matki, które mimo tego są jeszcze zdolne do uśmiechu. Póki co, zamierzam się cieszyć naszym małym cudem, chwalić jego dokonania, skłaniać do uśmiechu [co jest coraz łatwiejsze] i robić mnóstwo zdjęć.
Do snu czasami ubieramy go w "sukienkę", w której wygląda jak postać z jasełek. Nie wiedziałam, co to za ciuszek, dopóki nie wytłumaczyła mi inna mama. Zasada jest taka, że ubranko ma być jak najmniej kłopotliwe podczas nocnego przewijania, a jednocześnie jak najbardziej zakrywać ciałko dziecka przed zimnem. Często rękawy zakończone są zakładką, którą się odwija przykrywając rączki jak rękawiczkami. Na dole sukienki jest gumka, która utrudnia maluszkowi rozkopanie się, a jest na tyle delikatna, że pozwala szybko podciągnąć materiał powyżej pieluszki. W zasadzie nam to nie potrzebne, bo nocne przewijania już u nas nie występują [odpukać].

środa, 5 czerwca 2013

Kojec

Jak pisałam w poście o spaniu we własnym łóżeczku, Klusek szybko wyrasta z kosza mojżesza, w którym spędza dużą część dnia z nami w salonie. Śpi w łóżku 70/140 cm, ale kiedy ja przebywam w salonie lub kuchni, to chcę go mieć pod ręką, chcę, żeby słyszał, jak się krzątam i wszystkie odgłosy dnia [telewizor, samochody za oknem, brzęk garnków itd.].
Kosz ma wymiary coś około 40/75 cm, Czupur - ponad 65 cm długości i około 60 cm rozstawu ramion, więc leżenie w takim koszu ogranicza mu swobodę ruchów. W związku z tym zdecydowaliśmy o kupnie kojca. Znaleźliśmy fajny, który na razie może służyć jako łóżeczko na drzemki w trakcie dnia, a później będzie typowym bezpiecznym miejscem do zabawy, kiedy maluch będzie już siadał.
Ten wynalazek ma wymiary 75/100 cm, więc zdecydowanie bardziej pasuje nam do dostępnej przestrzeni w salonie niż dłuższe a węższe łóżeczka turystyczne. Poza tym łóżeczko [mniejsze] ma 60 cm szerokości czyli mniej więcej tyle, ile rozstaw rączek Kluska. Co prawda jest miękkie, więc krzywdy by sobie nie zrobił, ale podczas zabawy i machania łapkami musi mieć dużo miejsca i jak najmniej ograniczeń.
Teraz czekamy na dostawę z niecierpliwością i przy odgłosach obijanych przez pięści syna burtach kosza.
Dla bezpieczeństwa, do kojca dokupimy tzw. wyściółkę.

wtorek, 4 czerwca 2013

Zabawki i sprzety

Nasz mały Miś na pierwszą "miesięcznicę" otrzymał od dziadków pluszową zawieszkę do wózka z motylkiem, ważką, pszczółką i żuczkiem. Kolory kontrastowe [żółto-czarne, czerwono-białe itp.], podobno już od 0 miesięcy:). Maluszek się jednak nie interesował robaczkami. Nawet teraz, kiedy wszystko dookoła go ciekawi, zawieszka przy wózku nadal jest w niełasce. Może przez to, że podczas spacerów Klusek się uspokaja, wycisza i najczęściej zasypia.
Gdzieś w połowie drugiego miesiąca dziadkowie przywieźli matę edukacyjną dla dzieci od 0 do 6 miesięcy.

Myślałam, że to za wcześnie i że maluch jeszcze nie będzie wiedział, do czego to służy, ale od razu załapał. Muszę tu dodać, że zabawki umieszczone są zdecydowanie zbyt wysoko, więc nie spełniają swojej funkcji [pierwsza zawieszka ze zdjęcia zawiera lusterko, druga, w największym okręgu, czyli tym zawieszonym najwyżej, ma szeleszczącą folię, a trzecia - w środku dzwoneczki]. Dlatego obok oryginalnie załączonych zabawek przyczepiliśmy również inne, z maty Baby's Friends. Te są przynajmniej na tyle długie, że dzidziuś dosięga podczas machania.

Najpierw tylko oglądał zabawki i nieśmiało machał łapkami, lecz szybko nabierał wprawy i po kilku dniach już ewidentnie świadomie uderzał w zawieszki. Nie twierdzę, że celuje, jednak rozumie, że machanie wydobywa głos dzwoneczków i szelest.
Oprócz maty zaczęliśmy używać również karuzeli - w związku z przeniesieniem synka do jego pokoju, ponieważ karuzela zamontowana jest przy łóżeczku.
Korzystam na razie głównie z funkcji obracania zawieszek. Raz czy dwa włączyłam również dźwięk. Projektor gwiazdek jeszcze nie został wypróbowany, więc nie znam reakcji maleństwa, ale ruch zdecydowanie przykuwa uwagę. Karuzela ma funkcję wyłączania się po jakimś czasie [nie odkryłam na razie po jakim] i kiedy zabawki przestają się kręcić, Klusek zaczyna się denerwować i "woła" mnie, żebym włączyła je ponownie.
Nie wiedziałam, w jakim wieku wprowadza się niemowlętom te wszystkie gadżety. Jakoś tak naturalnie nam wyszło, że maluch zaczął skupiać uwagę na osobach, stał się bardziej kontaktowy i komunikatywny, jeśli można tak powiedzieć, więc chcieliśmy umożliwić mu jakiś rozwój.
Leżaczek-bujaczek stał się przydatny dopiero po ukończeniu drugiego miesiąca. Wcześniej dwa razy sprawdzałam [w różnym okresie], kiedy płakał, ale synek nie reagował jak oczekiwałam - nie uspokajał się tam, także próby zostały przerwane. Po drugim miesiącu okazały się już skuteczne. Nie używamy bujaczka często [jedynie jakieś 15 minut i to co drugi dzień], z obawy przed szkodliwym wpływem na kręgosłup dziecka, ale też z powodu niewielkich potrzeb - w ciągu dnia Dziabusz ze dwa razy poleży na macie po około 20-30 minut, trochę pośpi, czasem ma okresy spokojnego czuwania w koszu mojżesza, potem ponosimy go chwilę, popatrzy na wszelkiego rodzaju oświetlenie [nie musi być zapalone], w lustro na swoje odbicie, "pogada", pouśmiecha się, trzeba mu pozmieniać pieluchy [wychodzi około 8-10] i jak się doliczy też wszystkie karmienia, to na leżaczek nie zostaje już czasu.