Klusek nie lubi kładzenia na brzuchu. Jeśli już ma na to chęć, wsuwamy mu ramionka pod klatkę piersiową, żeby opierał się na łokciach. Bez problemu podnosi główkę pod kątem prostym do podłoża. Ale jeśli mu się tych rączek nie włoży albo kiedy nie jest w nastroju do leżenia na brzuszku, wtedy złości się i przybiera pozycję samolotu - ramiona rozłożone na boki i do góry, nóżki wyciągnięte do tyłu i do góry.
Podnoszenie główki w tak zwanej "próbie trakcji" [z leżenia na plecach] również nie wychodzi, a to dlatego, że Dziabusz robi wtedy mostek - zapiera się nogami. Dlatego podnoszenie głowy z leżenia na plecach ćwiczymy w "jelonku": jedna ręką trzymam Czupurka prawą dłoń i stópkę - z kolanem skierowanym na zewnątrz, a drugą ręką - lewą dłoń i stópkę, wtedy przyciągam jego kończyny w swoją stronę i jednocześnie w dół, nie umiem tego inaczej opisać. I tutaj pojawia się kolejny problem - główkę podnosi, ale tylko trzymając ją skierowaną na prawo. W lipcu, 10-go, idziemy na pierwsze szczepienie, wtedy wypytamy pediatrę, czy powinno nas to niepokoić.
Generalnie zastanawiam się, czy te wszystkie ćwiczenia coś wnoszą w rozwój dzieci. Dawniej rodzice nie znali takich technik, liczyło się, żeby dziecko podnosiło główkę kiedy leży na brzuchu i tyle. Nie było "jelonków", prób trakcji, masażu Shantala i jakoś funkcjonujemy:).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz