Jak pisałam w poście o spaniu we własnym łóżeczku, Klusek szybko wyrasta z kosza mojżesza, w którym spędza dużą część dnia z nami w salonie. Śpi w łóżku 70/140 cm, ale kiedy ja przebywam w salonie lub kuchni, to chcę go mieć pod ręką, chcę, żeby słyszał, jak się krzątam i wszystkie odgłosy dnia [telewizor, samochody za oknem, brzęk garnków itd.].
Kosz ma wymiary coś około 40/75 cm, Czupur - ponad 65 cm długości i około 60 cm rozstawu ramion, więc leżenie w takim koszu ogranicza mu swobodę ruchów. W związku z tym zdecydowaliśmy o kupnie kojca. Znaleźliśmy fajny, który na razie może służyć jako łóżeczko na drzemki w trakcie dnia, a później będzie typowym bezpiecznym miejscem do zabawy, kiedy maluch będzie już siadał.
Ten wynalazek ma wymiary 75/100 cm, więc zdecydowanie bardziej pasuje nam do dostępnej przestrzeni w salonie niż dłuższe a węższe łóżeczka turystyczne. Poza tym łóżeczko [mniejsze] ma 60 cm szerokości czyli mniej więcej tyle, ile rozstaw rączek Kluska. Co prawda jest miękkie, więc krzywdy by sobie nie zrobił, ale podczas zabawy i machania łapkami musi mieć dużo miejsca i jak najmniej ograniczeń.
Teraz czekamy na dostawę z niecierpliwością i przy odgłosach obijanych przez pięści syna burtach kosza.
Dla bezpieczeństwa, do kojca dokupimy tzw. wyściółkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz