Muszę szybko zapisać orientacyjne daty zdobycia nowych umiejętności przez Dziabusza, żeby nie zapomnieć. Pierwsza chronologicznie jest zdolność siedzenia bez podparcia. Co prawda Klusek sam jeszcze nie siada, podciąga się jedynie np. trzymając mnie za palce, ale posadzony potrafi bardzo długo utrzymać taką pozycję. Jest to zresztą jego ulubiona pozycja do zabawy. Zaczęło się jakieś dwa tygodnie temu, czyli w wieku około 5 miesięcy i 3 tygodni.
Następnie przyszła pora na wyciąganie rączek. Kiedy ktoś [najczęściej dziadek] proponuje Misiowi wzięcie na ręce, czyli sam wyciąga ku niemu dłonie, maluch robi to samo. Tę umiejętność nabył jakiś tydzień temu [czyli mając pełne 6 miesięcy].
Wczoraj zrobiliśmy próbę wstawania. Posadziłam Czupurka na macie, podałam mu palce, za które złapał i lekko podciągnęłam do góry, dając tym sygnał do wstania. Nie ciągnęłam go sama, tylko zainicjowałam czynność. Dziabusz stanął na płaskich stopach [nie na palcach] i był z siebie tak samo dumny jak ja z niego. Powtórzyliśmy to kilka razy. Prawdopodobnie za jakiś czas dobrze by było udostępnić maluchowi jakiś mebel/oparcie, za który mógłby sam próbować się podciągać. Na razie niech nauczy się sam siadać:). Nie zamierzamy go do niczego zmuszać, żeby bardziej mu nie zaszkodzić zamiast pomóc [wykrzywienie stawów, problemy z kręgosłupem]. Jak będzie gotowy, to to zrobi i pewnie nas zaskoczy. Na wszelki wypadek obniżyłam podłogę w łóżeczku i kojcu. W niczym to nie przeszkadza, a ja czuję się pewniej.
sobota, 28 września 2013
Odciagacze kataru - elektroniczne, frida, gruszki, "Katarek" do odkurzacza
Klusek ma nieustający katar. Raz większy, raz mniejszy. Najgorzej było tuż po wizycie kontrolnej u pediatry - kiedy udało nam się wyleczyć zakażenie dróg moczowych, musieliśmy stawić się na kontrolę [zbliżał się też termin szczepienia]. Niestety wizyta odbyła się w poradni dzieci CHORYCH [podobno takie są zasady], mimo że byłam pewna, że Dziabusz jest całkowicie zdrowy [już po 2 dniach brania antybiotyku była wyraźna poprawa]. Podejrzewam, że to wtedy złapał jakieś przeziębienie.
Już trzy razy konsultowaliśmy katar z panią doktor i tyle razy były zmieniane leki. Najpierw Miś dostał maść robioną na zamówienie. Kiedy po 5 dniach nie było poprawy, przeszliśmy na krople z apteki, syrop na spływający katar i inhalacje. Niewiele to wszystko zdziałało, prawdopodobnie dlatego, że katar cały czas siedział w nosie - maluszek przecież nie umie go wydmuchać, a gruszki nie dają rady. Po kolejnym tygodniu dostaliśmy krople na zamówienie i dalsze inhalacje, ale zanim zaczęliśmy aplikować to Dziabuszowi zdecydowaliśmy, że trzeba zdobyć skuteczny odciągacz. Pluszak znowu się spisał i wyszukał w internecie "gruszki elektryczne" - takie mini pistolety na baterie. Chcieliśmy to kupić, bo dużo wcześniej zapowiedziałam, że nigdy nie użyję fridopodobnych wysysaczy ustnych.
Frida odpada nie tylko ze względu na mój wewnętrzny opór. Taka forma odciągania kataru grozi dodatkowo zarażeniem odciągającego - mimo filtrów bakterie dostaną się wraz z wciąganym powietrzem do układu oddechowego. Same minusy;). Ostatecznie nie zdecydowaliśmy się na zakup "pistoletu", gdyż po przeczytaniu kilkunastu opinii dowiedzieliśmy się, że skuteczność tego urządzenia jest niewiele większa od tradycyjnej gruszki. Baterie dają zbyt mało mocy, aby wytworzyć wystarczającą siłę ssącą.
Szukaliśmy dalej i mimo pierwotnej awersji i raczej prześmiewczej postawy co do odciągacza odkurzaczowego, to właśnie taki kupiliśmy. Jest to najbardziej uciążliwy sprzęt z opisywanych, ponieważ wymaga podpięcia do rury odkurzacza, a tym samych najwięcej z "Katarkiem" zachodu [składania, wyciągania, zajmowania miejsca], ale spełnia swoje zadanie bardzo dobrze i to chyba dzięki zastosowaniu odciągacza Klusek oddycha codziennie lepiej.
Już trzy razy konsultowaliśmy katar z panią doktor i tyle razy były zmieniane leki. Najpierw Miś dostał maść robioną na zamówienie. Kiedy po 5 dniach nie było poprawy, przeszliśmy na krople z apteki, syrop na spływający katar i inhalacje. Niewiele to wszystko zdziałało, prawdopodobnie dlatego, że katar cały czas siedział w nosie - maluszek przecież nie umie go wydmuchać, a gruszki nie dają rady. Po kolejnym tygodniu dostaliśmy krople na zamówienie i dalsze inhalacje, ale zanim zaczęliśmy aplikować to Dziabuszowi zdecydowaliśmy, że trzeba zdobyć skuteczny odciągacz. Pluszak znowu się spisał i wyszukał w internecie "gruszki elektryczne" - takie mini pistolety na baterie. Chcieliśmy to kupić, bo dużo wcześniej zapowiedziałam, że nigdy nie użyję fridopodobnych wysysaczy ustnych.
Frida odpada nie tylko ze względu na mój wewnętrzny opór. Taka forma odciągania kataru grozi dodatkowo zarażeniem odciągającego - mimo filtrów bakterie dostaną się wraz z wciąganym powietrzem do układu oddechowego. Same minusy;). Ostatecznie nie zdecydowaliśmy się na zakup "pistoletu", gdyż po przeczytaniu kilkunastu opinii dowiedzieliśmy się, że skuteczność tego urządzenia jest niewiele większa od tradycyjnej gruszki. Baterie dają zbyt mało mocy, aby wytworzyć wystarczającą siłę ssącą.
Szukaliśmy dalej i mimo pierwotnej awersji i raczej prześmiewczej postawy co do odciągacza odkurzaczowego, to właśnie taki kupiliśmy. Jest to najbardziej uciążliwy sprzęt z opisywanych, ponieważ wymaga podpięcia do rury odkurzacza, a tym samych najwięcej z "Katarkiem" zachodu [składania, wyciągania, zajmowania miejsca], ale spełnia swoje zadanie bardzo dobrze i to chyba dzięki zastosowaniu odciągacza Klusek oddycha codziennie lepiej.
środa, 18 września 2013
Toksyczne, rakotwórcze puzzle piankowe. Ekologiczna i bezpieczna mata do zabawy dwinguler.
Kupiliśmy z Pluszakiem jeden komplet puzzli piankowych z zamiarem
dokupienie kolejnych za pośrednictwem allegro [3 paczki kosztują tyle,
co jedna w sklepie stacjonarnym]. Rozpakowaliśmy je z folii i zaatakował
nas toksyczny, chemiczny zapach. Pluszak znalazł w międzyczasie wiele
artykułów dotyczących mat piankowych. Często zawarta była tam informacja
o ich niebezpiecznych właściwościach. W skład materiału, z którego
wykonane są puzzle, wchodzi formamid - rozpuszczalnik i plastyfikator,
czyli substancja rozpulchniająca, emulgująca i zmiękczająca. To dzięki
niemu maty są "piankowe". W Belgii i Francji produkt został wycofany ze
sprzedaży. Najpewniej wszystkie kraje Unii Europejskiej będą objęte
zakazem dystrybucji od 2014 roku.
Puzzle miały być ułatwieniem dla Dziabusza, pomocą przy próbach
raczkowania, a przy okazji jakąś zmianą - pediatra potwierdza, że dzieci
szybko nudzą się zabawkami, matami i otoczeniem. Po przeczytaniu kilku
opinii dotyczących szkodliwości POTWIERDZONEGO CERTYFIKATEM CE produktu
przeznaczonego dla małych dzieci, zdecydowaliśmy o pozbyciu się cuchnącej
pianki. Pluszak ambitnie podszedł do zadania w przekonaniu, że Klusek
matę mieć musi [na obecnej, materiałowej nie ma wystarczającej swobody
ruchów i stabilności - materiał przesuwa się po podłodze]. Znalazł
koreański wynalazek, podobno hit w USA i wielu innych krajach.
Nazywa się DWINGULER. Jest bardzo droga w porównaniu do mat edukacyjnych [80-150 zł] i nieszczęsnych puzzli piankowych [10-80 zł] nawet biorąc pod uwagę, że wymiary są niemal dwukrotnie większe: 1300x1900 mm. Koszt: 499 zł.
Zapoznaliśmy się z zaletami produktu, wśród których wymienione są przeprowadzone badania nad bezpieczeństwem materiału potwierdzone certyfikatami [choć pianka też ma znaczek CE], dźwiękochłonność, izolacja od zimna, lekko chropowata powierzchnia zabezpieczająca przed poślizgnięciem, brak drobnych elementów grożących udławieniem - w przeciwieństwie do puzzli. Dodatkowo nie brudzi się [jest wodoodporna i łatwo można z niej zmyć płyny] - w przeciwieństwie do mat edukacyjnych, a kolorowe obrazki są różne z obu stron - można odwracać matę co jakiś czas, aby dziecko się szybko nie znudziło. Jest też grubsza od pianki - ma 11 mm grubości, a puzzle ok 8, a na filmie z targów w Korei przedstawiony jest "test jajka" - rzucone z wysokości około metra odbija się od DWINGULERa jak piłka, a nie rozbija. Widać to pod koniec poniższego filmy - od około 5:50.
Produkowane są trzy wielkości mat [w sumie cztery, jeśli liczyć, że 1300x1900 występuje w dwóch grubościach - 11 i 15 mm; poza tym: duża 1400x2300x15 i mała 1000x1400x11], ale w Polsce obecnie dostępna jest tylko wspomniana wcześniej wersja - 1300x1900x11 mm.
Zdecydowaliśmy się na zakup z nadzieją na długowieczność i wielofunkcyjność - może w przyszłości zastąpić dywan, choć niewskazane jest ustawianie na niej ciężkich przedmiotów i mebli ze względu na ryzyko odkształceń. Czekamy na kuriera:).
Nazywa się DWINGULER. Jest bardzo droga w porównaniu do mat edukacyjnych [80-150 zł] i nieszczęsnych puzzli piankowych [10-80 zł] nawet biorąc pod uwagę, że wymiary są niemal dwukrotnie większe: 1300x1900 mm. Koszt: 499 zł.
Zapoznaliśmy się z zaletami produktu, wśród których wymienione są przeprowadzone badania nad bezpieczeństwem materiału potwierdzone certyfikatami [choć pianka też ma znaczek CE], dźwiękochłonność, izolacja od zimna, lekko chropowata powierzchnia zabezpieczająca przed poślizgnięciem, brak drobnych elementów grożących udławieniem - w przeciwieństwie do puzzli. Dodatkowo nie brudzi się [jest wodoodporna i łatwo można z niej zmyć płyny] - w przeciwieństwie do mat edukacyjnych, a kolorowe obrazki są różne z obu stron - można odwracać matę co jakiś czas, aby dziecko się szybko nie znudziło. Jest też grubsza od pianki - ma 11 mm grubości, a puzzle ok 8, a na filmie z targów w Korei przedstawiony jest "test jajka" - rzucone z wysokości około metra odbija się od DWINGULERa jak piłka, a nie rozbija. Widać to pod koniec poniższego filmy - od około 5:50.
Produkowane są trzy wielkości mat [w sumie cztery, jeśli liczyć, że 1300x1900 występuje w dwóch grubościach - 11 i 15 mm; poza tym: duża 1400x2300x15 i mała 1000x1400x11], ale w Polsce obecnie dostępna jest tylko wspomniana wcześniej wersja - 1300x1900x11 mm.
Zdecydowaliśmy się na zakup z nadzieją na długowieczność i wielofunkcyjność - może w przyszłości zastąpić dywan, choć niewskazane jest ustawianie na niej ciężkich przedmiotów i mebli ze względu na ryzyko odkształceń. Czekamy na kuriera:).
piątek, 13 września 2013
Indywidualny program rozszerzania diety. Kolejnosc nowych smaków
Postanowiliśmy podejść do tematu wprowadzania nowych smaków w sposób metodyczny. A raczej ja postanowiłam, a Pluszak mnie poparł:). Początkowo pierwsza łyżeczka z jedzeniem o innym niż mleko smaku, kolorze i konsystencji okazała się dla brzuszka Dziabusza szokiem, który objawił się wysypką. Z tego powodu chcieliśmy poczekać, żeby jednak osiągnął te pełne 6 miesięcy, podczas których karmienie piersią jest wystarczającym źródłem składników odżywczych dla maluszka. Ostatecznie zaczęliśmy dwa tygodnie przed półroczem Kluska [chociaż wcześniej były pojedyncze próby z ziemniakiem i dynią - dość
udane, zwłaszcza w odniesieniu do ziemniaka, ale nie wliczamy ich do
całego programu].
Ustaliliśmy, że w jednym tygodniu Miś będzie dostawał jeden nowy produkt. Zaczniemy od warzyw - przez pierwsze tygodnie pozna nieszczęsną marchewkę, potem groszek, kalafior, a w czwartym tygodniu zupkę jarzynową, w której jedynym niewypróbowanym wcześniej warzywem będzie por.
Kolejne 4 tygodnie to owoce - wybraliśmy brzoskwinie, mus z jabłek i jagód [jabłko wcześniej wysysał przez siatkę, więc wiemy, że go nie uczula], banany i gruszki.
Trzeci miesiąc będzie już większym wyzwaniem, gdyż skonfrontuje Czupurka z daniami złożonymi - obiadkami z warzyw i mięsa.
Wszystkie słoiczki zostały już zakupione w ilościach podwójnych i czekają na swoją kolej. Zdecydowała się na takie rozwiązanie, żeby czuć się pewniej i swobodniej w tym ciekawym dla nas i Dziabusza okresie - nie będę musiała się zastanawiać, jaki smak już dostał, dochodzić, czy minęły 4 tygodnie owoców i wybierać się na niespodziewane zakupy, bo skończył się groszek, a została druga część tygodnia [w związku z krótkim okresem przydatności produktów po otwarciu - 48 godzin w lodówce - każdy z nich wystarczy maksymalnie na 3 dni]. Początkowo podamy po jednej łyżeczce, drugiego dnia zwiększymy ilość i ewentualnie podamy dwa razy, trzeciego podobnie i tak przez 6 dni. W niedzielę brzuszek będzie odpoczywał.
Przygotowałam nawet tabelę rozszerzania diety. Najpewniej nie będę z niej korzystać, po prostu lubię zabawy w excelu:). Ale taka "surowa" też może się przydać za jakiś czas, żeby sprawdzić, co już zostało podane.
Kiedy już maluch zaakceptuje wybrane przez nas smaki, prawdopodobnie będziemy próbować kolejnych, ale poznane wejdą na dłużej do diety i najpewniej zastąpią jeden lub dwa posiłki mleczne w ciągu dnia.
Gdzieś w międzyczasie pozwolimy Kluskowi zasmakować owocowych kaszek mleczno-ryżowych. Kupiliśmy również dwie takie paczki - malinową i bananową, ale w domu okazało się, że są dosładzane. Dlatego też wylądują u kuzyna Dziabusza, a dla naszego Misia udało się znaleźć bez dodatku cukru.
Ustaliliśmy, że w jednym tygodniu Miś będzie dostawał jeden nowy produkt. Zaczniemy od warzyw - przez pierwsze tygodnie pozna nieszczęsną marchewkę, potem groszek, kalafior, a w czwartym tygodniu zupkę jarzynową, w której jedynym niewypróbowanym wcześniej warzywem będzie por.
Kolejne 4 tygodnie to owoce - wybraliśmy brzoskwinie, mus z jabłek i jagód [jabłko wcześniej wysysał przez siatkę, więc wiemy, że go nie uczula], banany i gruszki.
Trzeci miesiąc będzie już większym wyzwaniem, gdyż skonfrontuje Czupurka z daniami złożonymi - obiadkami z warzyw i mięsa.
Wszystkie słoiczki zostały już zakupione w ilościach podwójnych i czekają na swoją kolej. Zdecydowała się na takie rozwiązanie, żeby czuć się pewniej i swobodniej w tym ciekawym dla nas i Dziabusza okresie - nie będę musiała się zastanawiać, jaki smak już dostał, dochodzić, czy minęły 4 tygodnie owoców i wybierać się na niespodziewane zakupy, bo skończył się groszek, a została druga część tygodnia [w związku z krótkim okresem przydatności produktów po otwarciu - 48 godzin w lodówce - każdy z nich wystarczy maksymalnie na 3 dni]. Początkowo podamy po jednej łyżeczce, drugiego dnia zwiększymy ilość i ewentualnie podamy dwa razy, trzeciego podobnie i tak przez 6 dni. W niedzielę brzuszek będzie odpoczywał.
Przygotowałam nawet tabelę rozszerzania diety. Najpewniej nie będę z niej korzystać, po prostu lubię zabawy w excelu:). Ale taka "surowa" też może się przydać za jakiś czas, żeby sprawdzić, co już zostało podane.
Kiedy już maluch zaakceptuje wybrane przez nas smaki, prawdopodobnie będziemy próbować kolejnych, ale poznane wejdą na dłużej do diety i najpewniej zastąpią jeden lub dwa posiłki mleczne w ciągu dnia.
Gdzieś w międzyczasie pozwolimy Kluskowi zasmakować owocowych kaszek mleczno-ryżowych. Kupiliśmy również dwie takie paczki - malinową i bananową, ale w domu okazało się, że są dosładzane. Dlatego też wylądują u kuzyna Dziabusza, a dla naszego Misia udało się znaleźć bez dodatku cukru.
Od jakiegoś czasu nasz syn dostaje również kleik ryżowy, przygotowywany na wodzie. Dla mnie nie ma to zupełnie smaku, ale Czupur nie wybrzydza:). Porcja kleiku już zastępuje jedno karmienie piersią.
Nie chcemy podawać cukru w żadnej formie tak długo, jak się da. Kleik przygotowujemy na wodzie, ponieważ nie mamy mleka modyfikowanego [musiałoby zostać kupione specjalnie do kleiku], ale również z innego powodu - Pluszak odkrył, że malutkie organizmy regulują swój metabolizm oraz tworzą komórki tłuszczowe przez początkowy okres życia [zdaje się, że 3 lata]. Wyprodukowane w tym czasie komórki są jedynymi, jakie człowiek będzie posiadał do końca życia - później one po prostu zwiększają objętość, ale im mniej ich do powiększania tym lepiej. Oboje z Pluszakiem mamy skłonności do tycia, więc ewentualne utrzymanie dobrej formy wymaga dużego wysiłku. Chcemy, na tyle, na ile jesteśmy w stanie, ułatwić Kluskowi późniejsze funkcjonowanie.
środa, 4 września 2013
Rozwój Dziabusza, zabawy, wczesniejsze zasypianie
Mały Klusek znowu jest trochę Czupurkiem - włosy sporo odrosły. Poza tym próbuje nowych rzeczy. Dotyczy to zarówno jedzenia [dynia, ziemniak, szpinak] jak i zabaw. Lubi zrzucać przedmioty ze stołu, "pacać" wszystko łapką, coraz więcej czasu spędza na brzuszku i przekręca się wtedy wokół własnej osi, a czasem nawet uda mu się przemieścić w którąś stronę. Taki wstęp do raczkowania.
Większa ilość umiejętności wymaga większej uwagi, maluch nie chce się już zbyt często sam bawić. Wieczory są trudne - okres między przedostatnim i ostatnim karmieniem to walka o kolejne sekundy czuwania, staramy się wytrwać do 19 z minutami. Ostatnio robi się to coraz trudniejsze, więc postanowiliśmy kłaść smyka wcześniej. Jesteśmy po dwóch takich próbach i ja się poddaję:). Wolę przemęczyć się wieczorem, niż później wstawać 4-5 razy w nocy [dotychczas były to 1-2 razy] i ostatecznie zaczynać dzień wcześniej [dziś o 5.30:/]. Nie sprawdzi się zatem w naszym przypadku "do trzech razy sztuka", bo trzeciej szansy nie będzie.
Pluszak wyszukał kilka pomysłów na zabawy dla pięciomiesięcznych niemowląt. Jeden z nich, to "trzy kubki" - pod jeden wkłada się kolorowy przedmiot, np. piłeczkę, małe jabłko i pokazuje się dziecku, gdzie jest ukryty. Nie miesza się kubków, bo będzie to za trudne. Nasz Miś jednak nie jest zainteresowany szukaniem ukrytej zabawki, woli pukać w kubki i przesuwać je po stole próbując zrzucić. Inna zabawa, to raczej ułatwienie - pod klatkę piersiową leżącego na brzuchu dziecka wkłada się zrolowany ręcznik. Dzięki temu łatwiej mu będzie podnosić się na rękach i podejmować próby przesuwania się do przodu. Kolejny pomysł to śpiewanie piosenek angażujących ręce lub nogi - "kosi łapki", "sroczka kaszkę warzyła" i inne, podczas których można dowolnie klaskać, machać, kopać.
W przypadku naszego dziecka każda zabawa jest dobra na kilka minut. Leżenie na macie na brzuszku i sięganie po zabawki [jedna z nich jest grzechotka zrobiona z butelki dla dzieci wypełnionej orzechami i mocno zakręconej - dźwięk ciekawi Dziabusza], leżenie na macie na pleckach i bawienie się podwieszonymi zabawkami [a raczej szarpanie ich, wyrywanie, naginanie pałąków nogami], półsiedzenie w bujaczku, huśtanie się na huśtawce [napędzanej ręcznie], oglądanie telewizorka dla dzieci - wrócił do łask, chociaż też tylko na kilka minut jednorazowo. Myślę, że jak zacznie raczkować, będzie miał większe możliwości poznawania świata na własną rękę i nie będzie już tak absorbujący.
Większa ilość umiejętności wymaga większej uwagi, maluch nie chce się już zbyt często sam bawić. Wieczory są trudne - okres między przedostatnim i ostatnim karmieniem to walka o kolejne sekundy czuwania, staramy się wytrwać do 19 z minutami. Ostatnio robi się to coraz trudniejsze, więc postanowiliśmy kłaść smyka wcześniej. Jesteśmy po dwóch takich próbach i ja się poddaję:). Wolę przemęczyć się wieczorem, niż później wstawać 4-5 razy w nocy [dotychczas były to 1-2 razy] i ostatecznie zaczynać dzień wcześniej [dziś o 5.30:/]. Nie sprawdzi się zatem w naszym przypadku "do trzech razy sztuka", bo trzeciej szansy nie będzie.
Pluszak wyszukał kilka pomysłów na zabawy dla pięciomiesięcznych niemowląt. Jeden z nich, to "trzy kubki" - pod jeden wkłada się kolorowy przedmiot, np. piłeczkę, małe jabłko i pokazuje się dziecku, gdzie jest ukryty. Nie miesza się kubków, bo będzie to za trudne. Nasz Miś jednak nie jest zainteresowany szukaniem ukrytej zabawki, woli pukać w kubki i przesuwać je po stole próbując zrzucić. Inna zabawa, to raczej ułatwienie - pod klatkę piersiową leżącego na brzuchu dziecka wkłada się zrolowany ręcznik. Dzięki temu łatwiej mu będzie podnosić się na rękach i podejmować próby przesuwania się do przodu. Kolejny pomysł to śpiewanie piosenek angażujących ręce lub nogi - "kosi łapki", "sroczka kaszkę warzyła" i inne, podczas których można dowolnie klaskać, machać, kopać.
W przypadku naszego dziecka każda zabawa jest dobra na kilka minut. Leżenie na macie na brzuszku i sięganie po zabawki [jedna z nich jest grzechotka zrobiona z butelki dla dzieci wypełnionej orzechami i mocno zakręconej - dźwięk ciekawi Dziabusza], leżenie na macie na pleckach i bawienie się podwieszonymi zabawkami [a raczej szarpanie ich, wyrywanie, naginanie pałąków nogami], półsiedzenie w bujaczku, huśtanie się na huśtawce [napędzanej ręcznie], oglądanie telewizorka dla dzieci - wrócił do łask, chociaż też tylko na kilka minut jednorazowo. Myślę, że jak zacznie raczkować, będzie miał większe możliwości poznawania świata na własną rękę i nie będzie już tak absorbujący.
Subskrybuj:
Posty (Atom)